Były funkcjonariusz SB, który w latach 90. przez pewien czas zajmował się działalnością organizacji kierowanej przez Eugeniusza Czykwina zeznał w czwartek przed białostockim sądem, że w przejętych przez niego dokumentach dotyczących tej osoby, nie było zobowiązania do współpracy.
Sąd Okręgowy w Białymstoku, przed którym trwa proces lustracyjny posła Lewicy Eugeniusza Czykwina, przesłuchuje w czwartek dwóch byłych funkcjonariuszy SB. Parlamentarzysta od wielu lat zaprzecza współpracy ze służbami PRL i zapewnia, że w żadnej formie, nigdy nie wyraził na nią zgody.
Zeznający jako pierwszy b. funkcjonariusz SB mówił przed sądem, że przejął "opiekę" nad Chrześcijańskim Stowarzyszeniem Społecznym w Białymstoku po innej osobie. Organizacją kierował wówczas Eugeniusz Czykwin. Do zadań oficera należały m.in. spotkania z kierującym organizacją.
Świadek przyznał, że Czykwin nie chciał przekazywać informacji personalnych, godził się jedynie na przekazywanie danych oficjalnych. Mówił też, że spotykał się z nim kilka razy w roku, telefonował, by umówić się na spotkania. Po nich sporządzał notatki, które trafiały do kierownika wydziału, w którym pracował.
"Ja go nigdy nie zadaniowałem" - powiedział świadek. Mówił, że z racji zachowania Czykwina uważał nawet, że to nie tajny współpracownik, ale jedynie tzw. kontakt służbowy i sugerował zwierzchnikom, by go "zarchiwizować", czyli usunąć ze stanu aktywnych. Zwierzchnicy mówili, by się z tym nie spieszyć - zeznał były funkcjonariusz SB. (PAP)
rof/ pz/ mag/