Trwa ładowanie...
Zaloguj
Notowania
Przejdź na

Świadek: oskarżona nie mogłaby skrzywdzić małego Szymona

0
Podziel się:

Znajoma Beaty Ch., współoskarżonej o zabójstwo dwuletniego syna Szymona,
była wśród świadków zeznających w czwartek w toczącym się w tej sprawie w Katowicach procesie.
Świadek oceniła, że oskarżona nie mogłaby skrzywdzić swojego dziecka.

Znajoma Beaty Ch., współoskarżonej o zabójstwo dwuletniego syna Szymona, była wśród świadków zeznających w czwartek w toczącym się w tej sprawie w Katowicach procesie. Świadek oceniła, że oskarżona nie mogłaby skrzywdzić swojego dziecka.

Beata Ch. i jej były partner Jarosław R. odpowiadają za zabicie dziecka. Wzajemnie obarczają się winą.

Do zabójstwa doszło przed czterema laty w Będzinie (Śląskie). Ciało chłopca znaleziono później w stawie na peryferiach Cieszyna. Dopiero po dwóch latach udało się ustalić tożsamość dziecka. W czwartek katowicki sąd okręgowy kontynuował przesłuchiwanie świadków w toczącym się od września ub. roku procesie w tej sprawie.

Świadek Janina M. przyjaźniła się z nieżyjącą już matką Beaty Ch., Anną. Oskarżoną, która zwracała się do niej "ciociu", scharakteryzowała jako osobę serdeczną, sympatyczną, ale zamkniętą w sobie. Według świadka, odkąd Beata związała się z Jarosławem R., bardzo ograniczyła, wręcz zerwała kontakt z rodzicami. To Jarosław miał według Janiny M. zabronić Beacie kontaktu z rodziną.

Świadek wspominała, jak matka Beaty mówiła, że u jej córki nie jest dobrze. "Ale przecież to jest bandzior, on ją bije" - miała się zwierzyć przyjaciółce na krótko przed śmiercią. "Utkwiło mi to w pamięci, bo Anna nie lubiła mówić o ludziach źle" - zaznaczyła Janina M.

Świadek powiedziała też, że gdy sprawa śmierci Szymona wyszła na jaw, ojciec Beaty pokazał jej listy od córki. "Tatku, uwierz mi, ja tego nie zrobiłam" - napisała oskarżona. "Ja też to wiem" - dodała już od siebie Janina M. i zaznaczyła, że Beata była wychowywana w komfortowych warunkach, w domu nie było pijaństwa ani awantur.

Podczas czwartkowej rozprawy sąd przesłuchał też chłopców, którzy 19 marca 2010 r. w Cieszynie znaleźli ciało Szymona. Nastolatkowie Damian K. i Adam Ch. wracali z punktu skupu złomu, gdy w stawie tuż przy brzegu zauważyli coś, co w pierwszym momencie wydawało się im lalką.

Podeszli bliżej i Damian kilkumetrowym patykiem dotknął policzka postaci. "Wtedy doszliśmy do wniosku, że to musi być dziecko" - zeznał świadek. Jak opowiadał, dziecko miało siną twarz, leżało na plecach, było wciśnięte w błoto, jakby ktoś wrzucił je z brzegu. Chłopcy wrócili do domów i opowiedzieli o wszystkim rodzicom, ci powiadomili policję.

Sąd przesłuchał w czwartek także Magdalenę G. - która poznała Beatę Ch. w szpitalu, gdy obie były w ciąży - i jej męża Artura G. Po wyjściu ze szpitala kobiety kilka razy się spotkały, a Artur w mieszkaniu Beaty i Jarosława zgodził się ułożyć panele. Według tych świadków, rodzice Szymona tworzyli zgodny związek, byli względem siebie bardzo mili i nie skarżyli się na siebie. Nie zauważyli też, by ktoś z nich krzyczał na dzieci, nie widzieli żadnych śladów przemocy.

Małżeństwo G. rodzicom Szymona pożyczyło foteliki samochodowe do przewozu dzieci. Według aktu oskarżenia, użyli ich, gdy pojechali pozbyć się ciała Szymona, do samochodu zabrali wtedy dwie swoje córeczki. Magdalena G. wspominała przed sądem, że Beata Ch. odbierając od niej foteliki nie była zdenerwowana, ale trochę smutna. Płakała, gdy oddawała je jeszcze tego samego dnia. Powodem płaczu miała być śmierć matki.

Następna rozprawa 13 marca. Sąd ma wtedy przesłuchiwać biegłych.

Rodzice Szymona wzajemnie obciążają się winą. Ich wyjaśnienia dotyczące okoliczności śmierci dziecka są całkowicie sprzeczne. Zdaniem Beaty Ch. 24 lutego 2010 r. Jarosław R., nie mogąc uspokoić płaczącego Szymona, po raz pierwszy miał go uderzyć. 27 lutego ojciec miał zadać Szymonowi kolejny silny cios pięścią w brzuch. Tego samego dnia dziecko zmarło. Jarosław R. twierdzi, że to Beata Ch. nadepnęła na brzuch Szymona, a chwilę wcześniej klęczała na dziecku, leżącym na wersalce.

Rodzice próbowali reanimować dziecko, ale na pomoc było za późno. Jeszcze w dniu śmierci zwłoki syna przewieźli samochodem do Cieszyna, gdzie porzucili je w stawie. Policja długo nie mogła ustalić, kim jest znalezione dziecko. Rodziców chłopca zatrzymano dopiero w czerwcu 2012 r. Grozi im dożywocie.

Śledztwo ws. śmierci dziecka prowadziła Prokuratura Okręgowa w Bielsku-Białej, która przyjęła wersję bliższą wyjaśnieniom Beaty Ch., jednak o zabójstwo Szymona oskarżyła oboje rodziców. Przyjęła, że godzili się na śmierć dziecka, nie udzielając mu pomocy, mimo konieczności natychmiastowego podjęcia leczenia. Akt oskarżenia trafił do sądu w czerwcu ub. roku. (PAP)

kon/ mab/ gma/

wiadomości
pap
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Źródło:
PAP
KOMENTARZE
(0)