Trwa ładowanie...
Zaloguj
Notowania
Przejdź na

Świadek: w 1970 r. gen. Korczyński wysyłał rozkazy jako szef MON

0
Podziel się:

W grudniu 1970 r. ówczesny wiceminister
obrony gen. Grzegorz Korczyński wysyłał rozkazy do jednostek
wojska jako minister obrony - zeznał we wtorek oficer wojska z
1970 r. na procesie oskarżonych o "sprawstwo kierownicze"
ówczesnej masakry robotników Wybrzeża.

W grudniu 1970 r. ówczesny wiceminister obrony gen. Grzegorz Korczyński wysyłał rozkazy do jednostek wojska jako minister obrony - zeznał we wtorek oficer wojska z 1970 r. na procesie oskarżonych o "sprawstwo kierownicze" ówczesnej masakry robotników Wybrzeża.

Takie zeznanie jest korzystne dla głównego oskarżonego - szefa MON w 1970 r. gen. Wojciecha Jaruzelskiego, który wiele razy mówił, że znalazł się wtedy "w warunkach marginalizowania jego działalności", a Korczyński pomijał go jako swego przełożonego w kontaktach z najwyższymi władzami PRL.

Tadeusz Płóciennik, który w 1970 r. służył jako podporucznik w jednostce wojskowej w Szczecinie, zeznał przed Sądem Okręgowym w Warszawie, że do jednostki "teleksem przychodziły rozkazy od gen. Korczyńskiego, który podpisywał je jako minister obrony". "Zaskoczyło mnie to, bo wiedziałem, że naszym ministrem jest gen. Jaruzelski" - dodał świadek. Podkreślił, iż "fama głosiła, że Jaruzelski nie podpisuje rozkazów, bo albo odsunięto go od władzy, albo jest w areszcie domowym".

Wypytywany o okoliczności sprawy, świadek wyjaśniał, że jako pomocnik oficera dyżurnego jednostki sam odbierał te rozkazy i dobrze je pamięta. Pytany przez sad, zaznaczył, że przy podpisach Korczyńskiego nie było adnotacji: "Z upoważnienia".

Płóciennik dodał, że Komitet Wojewódzki PZPR w Szczecinie został spalony przez demonstrantów dlatego, że "do jego ochrony wysłano młodych żołnierzy świeżo po przysiędze, a młody żołnierz nie jest stanowczy". Dodał, że "dowódcy podjęli wtedy słuszną decyzję, by ich wycofać; potem już gmach nie był pilnowany, to został spalony". Podkreślił, że "gmach prokuratury obroniono, bo chronili go +starzy+ żołnierze, choć w wyniku ich strzałów w bruk było kilka osób rannych".

Na początku procesu Jaruzelski mówił, że w grudniu 1970 r. znalazł się "w warunkach marginalizowania jego działalności". Powiedział m.in., że na Wybrzeże szef PZPR Władysław Gomułka wysłał - bez uzgodnienia z nim jako szefem MON - gen. Korczyńskiego. Według Jaruzelskiego, Korczyński dzwonił 15 grudnia nie do niego, jako bezpośredniego przełożonego, ale do premiera Józefa Cyrankiewicza z prośbą o zgodę na użycie broni. Jaruzelski podkreślał, że Gomułka polecił Cyrankiewiczowi przekazanie Korczyńskiemu decyzji o użyciu broni.

Korczyński - odwołany z MON w 1971 r. - zmarł w niewyjaśnionych okolicznościach w październiku 1971 r., gdy był ambasadorem PRL w Algierii.

W akcie oskarżenia napisano, że zgodnie z prawem PRL tylko Rada Ministrów mogła podjąć decyzję o użyciu broni; w 1970 r. uczynił to Gomułka. Żadna z osób obecnych na posiedzeniu ścisłych władz PZPR nie zgłosiła sprzeciwu wobec tej decyzji, także gen. Jaruzelski. Generał wyjaśniał, że nie podał się do dymisji w sprzeciwie wobec decyzji Gomułki, bo uważał, iż "byłby to nic nie znaczący gest, gdyż wtedy ministrem obrony zostałby gen. Korczyński, który bezwzględnie realizowałby polecenia Gomułki". Jaruzelski zapewniał też, że podjął kroki w celu "złagodzenia" decyzji Gomułki (chodzi o to, że pierwsze strzały miały być oddawane w powietrze, potem w ziemię, następne - w nogi demonstrantów, a dopiero potem bezpośrednio w nich - PAP).

Przeniesiony z Gdańska warszawski proces w sprawie masakry robotników Wybrzeża trwa od jesieni 2001 r. W październiku 2006 r. sąd uznał, że nie będzie zmniejszenia liczby świadków w procesie - jak chciał prokurator. Sąd postanowił wtedy, że będzie można jednak ograniczyć się do odczytania zeznań tych świadków, którzy nie stawią się w sądzie.

Na ławie oskarżonych zasiadają: ówczesny szef MON gen. Jaruzelski, wicepremier Stanisław Kociołek, wiceszef MON gen. Tadeusz Tuczapski oraz trzej dowódcy jednostek wojska tłumiących robotnicze protesty. Odpowiadają z wolnej stopy; formalnie grozi im nawet dożywocie. Od pięciu lat trwają żmudne przesłuchania świadków - robotników Wybrzeża, żołnierzy i milicjantów. Niektórzy się nie stawiają; wtedy sąd wzywa ich ponownie.

12 grudnia 1970 r. rząd PRL ogłosił drastyczne podwyżki cen na artykuły spożywcze, co wywołało demonstracje na Wybrzeżu. Według oficjalnych danych, na ulicach Gdańska, Gdyni, Szczecina i Elbląga zginęły 44 osoby, a ponad 1160 zostało rannych. W PRL nikogo nie pociągnięto za to do odpowiedzialności. Możliwość taka powstała dopiero po przełomie 1989 r. W 1995 r. do Sądu Wojewódzkiego w Gdańsku trafił akt oskarżenia przeciw 12 osobom. Gdański proces zaczął się w 1998 r. W 1999 r. przeniesiono go do Warszawy.(PAP)

sta/ pz/ gma/

wiadomości
pap
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Źródło:
PAP
KOMENTARZE
(0)