W operacji polskich żołnierzy, która zakończyła się ostrzelaniem zabudowań w rejonie wioski Nangar Khel, nie planowano użycia moździerza 60 mm - powiedział w środę jeden ze świadków w sprawie kpt. Andrzej B.
"Zadaniem pierwszego plutonu szturmowego (w skład którego wchodzili oskarżeni dziś żołnierze-PAP) było udanie się w rejon zdarzenia w celu wsparcia sił, które tam były" - mówił kpt. B. przed Wojskowym Sądem Okręgowym, który prowadzi proces.
Oskarżeni o zabójstwo cywili żołnierze - wtedy z 1. plutonu szturmowego Zespołu Bojowego "C" (Charlie) ostrzelali zabudowania z wielkokalibrowego karabinu maszynowego (wystrzelono co najmniej 36 pocisków 12,7 mm), a następnie "obrzucili" ją granatami moździerzowymi (kalibru 60 mm).
Kpt. B. podkreślał, że w operacji planowano tego dnia użycie jedynie moździerza 98 mm. Odpowiednie koordynaty do strzelań przekazano plutonowi, który miał go na wyposażeniu.
Świadek podkreślał, że żołnierze byli przeszkoleni z procedur użycia broni. "Minimalne odległości prowadzenia strzelań wynosiły 1000 metrów od miast i wiosek oraz 500 metrów od dróg i mostów" - powiedział. Jak dodał, żołnierze m.in. podczas spotkań z prokuratorem już w Afganistanie byli także uprzedzeni, że "nie wolno prowadzić ognia do wiosek i ludzi, a w razie nieuzasadnionego użycia broni należy liczyć się z konsekwencjami".
Kpt. B. mówił w środę, że nie słyszał by dowódca żołnierzy mjr Olgierd C. wydał rozkaz ostrzału wiosek. Podobnie relacjonowali we wtorek pierwsi świadkowie, podkreślając jednocześnie, że nie byli obecni przy stawianiu zadań funkcyjnym żołnierzom. (PAP)
ktl/ wkr/ mow/