Trwa ładowanie...
Zaloguj
Notowania
Przejdź na

Szara strefa w handlu alkoholem - to ponad 10 proc. rynku

0
Podziel się:

Szara strefa w handlu alkoholem to ponad 10 proc. rynku napojów
spirytusowych - oceniają przedstawiciele branży.

Szara strefa w handlu alkoholem to ponad 10 proc. rynku napojów spirytusowych - oceniają przedstawiciele branży.

Jak dodają, skala problemu jest trudna do określenia. Za walkę z nielegalnym alkoholem odpowiedzialnych jest wiele agend państwowych: policja, służba celna, Straż Graniczna oraz Centralne Biuro Śledcze. Dane, zbierane i katalogowane różnymi metodami, dają często nieprecyzyjny obraz problemu.

Konfiskata ponad 200 tys. litrów nielegalnego spirytusu w 2010 r. (tylko przez komendy wojewódzkie policji i CBŚ)
pokazuje, że problem jest poważny. W ocenie wiceministra finansów Jacka Kapicy, straty budżetu państwa z tytułu alkoholowej szarej strefy mogą sięgać jednego mld zł rocznie.

Jak powiedział w rozmowie z PAP prezes zarządu Związku Pracodawców Polskiego Przemysłu Spirytusowego Leszek Wiwała, "z jednej strony, mamy do czynienia z działalnością grup przestępczych, z drugiej - z niską świadomością społeczną Polaków, którzy kupują alkohol niewiadomego pochodzenia". "Produkcja nielegalnego spirytusu prowadzona jest przez lata i w przypadku większej jej skali jest ona świetnie zakamuflowana" - dodał Wiwała.

Spirytus przemysłowy jest legalny, łatwo dostępny i tani; wykorzystywany do celów przemysłowych, a nie spożywczych - jest zwolniony z akcyzy. To często spotykane rozpuszczalniki - np. spryskiwacze do szyb, podpałki do grilla.

"Przestępcy skupują alkohol za ok. 3 zł za litr pod pozorem prowadzenia zwykłej działalności gospodarczej" - powiedział PAP jeden z funkcjonariuszy stołecznej policji - "Następnie pozorują sprzedaż alkoholu fikcyjnym firmom, a sami odkażają go i przeznaczają na sprzedaż w formie spożywczej". Na takiej sprzedaży można zyskać ponad 400 proc.

Linia produkcyjna nielegalnego alkoholu składa się na ogół z 1000-litrowych zbiorników (tzw. mauzerów), połączonych rurkami, filtrami i pompami. Odkażanie z tzw. skażalników polega na destylacji albo dodawaniu związków chemicznych (np. podchloryn sodu, ocet). Mniej doświadczeni chemicznie przestępcy poprzestają na dodaniu środków, zabijających charakterystyczny smak skażalnika - np. cukru waniliowego albo słodziku. Na samym końcu alkohol jest rozcieńczany - często za pomocą wody ze stawu lub deszczówki.

"Drobni przestępcy, detaliści, rozlewają tak odkażony spirytus do plastikowych butelek lub pięciolitrowych butli, czasem naklejają naklejkę i idą na lokalny bazarek lub rynek" - powiedział policjant. "Alkohol bywa też sprzedawany w plastikowych kubeczkach czy nawet woreczkach foliowych. W większości przypadków na butelkach nie ma nawet naklejki, więc z zewnątrz wygląda to jak woda" - dodał.

W opinii przedstawicieli branży, większe grupy przestępcze działają zupełnie inaczej. "W przeciwieństwie do +amatorów+ nie trzymają w jednym miejscu dużych ilości alkoholu. Duże grupy rozdrabniają swój biznes na kilka małych rozlewni na wypadek wpadki" - podkreślił Hubert Kubik z ZP PPS.

Schemat funkcjonowania takiej grupy przestępczej dobrze oddaje przypadek zlikwidowanej w 2009 r. grupy łódzkiej, która w trakcie pięciu lat działalności wprowadziła na rynek ponad 10 mln litrów czystego alkoholu (ok. 25 mln litrów +pseudowódki+). Straty Skarbu Państwa szacuje się na 527 mln zł. Przestępcy zarejestrowali 13 fikcyjnych firm, funkcjonowali na terenie sześciu województw, posiadali kilka magazynów i rozlewni. Grupa miała własnych prawników, biuro rachunkowe, wydajne linie produkcyjne oraz kanały dystrybucji. Każda z firm, której rzekomo sprzedawano rozcieńczalnik czy podpałki do grilla, posiadała pełną fikcyjną dokumentację swojej działalności (np. rachunki za paliwo). Komunikacja odbywała się wyłącznie za pomocą ksywek, bez użycia imion i nazwisk, co spowodowało, że nie udało się ująć większości hurtowników i odbiorców.

Klientami przestępców są najczęściej średnio zamożni obywatele, którzy nie mają świadomości zagrożenia związanego z piciem nieprzebadanego alkoholu oraz tego, że proceder ten jest nielegalny.

Nielegalnym procederem zajmują się głównie - według danych policji - Polacy i obywatele zza wschodniej granicy - Ukraińcy, Białorusini. Organizatorami są na ogół mężczyźni, zaś w handlu detalicznym aktywni są zarówno mężczyźni, jak i kobiety.

Na rynek trafia nie tylko czysty pseudospirytus, ale także własnoręcznie wyrabiane nalewki. "Wiele osób uważa, że kupione na jarmarku nalewki - np. śliwowica czy bimber +Duch puszczy+ - to legalne wsparcie regionalnego biznesu. 90 proc. tych nalewek bazuje na samodzielnie odkażonym spirytusie, a ich +producenci+ nie płacą ani podatku akcyzowego ani VAT" - podkreślił prezes Wiwała. Często wyznacznikiem legalności może być cena produktu. "Oryginalna śliwowica łącka nie ma prawa kosztować 35 zł" - przestrzega Wiwała.

Według danych GUS spożycie alkoholu w Polsce w 2010 r. wynosiło ok. 9 litrów czystego alkoholu na jednego mieszkańca. Statystyczny Polak pije rocznie 7,3 litra wina, prawie 8 litrów napojów spirytusowych oraz 93 litry piwa.

Problem nielegalnego alkoholu regulowany jest m.in. dwoma ustawami, zgodnie z którymi za oczyszczanie alkoholu bez zezwolenia oraz wprowadzanie go na rynek bez akcyzy grozi grzywna, kara ograniczenia albo pozbawienia wolności do dwóch lat.(PAP)

mfw/ bno/ jbr/

wiadomości
pap
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Źródło:
PAP
KOMENTARZE
(0)