Ulicami Sztokholmu przeszła w sobotę Pride Parade, parada społeczności LGBT (homo-, bi- i transseksualiści) oraz osób ją wspierających. W innej części stolicy Szwecji miała miejsce demonstracja nacjonalistów, jednak nie doszło do spotkania obu manifestacji.
Policja podjęła nadzwyczajne środki bezpieczeństwa, ściągając posiłki z całego Sztokholmu.
Według szacunków organizatorów w tegorocznej Pride Parade wzięło udział około 45 tys. uczestników. Głównymi ulicami miasta przejechało kilkadziesiąt udekorowanych pojazdów, przemaszerowali ubrani w skóry mężczyźni, kobiety przebrane za anioły, widoczni byli także przedstawiciele formacji wojskowej oraz policyjnej.
Tradycyjnie w sztokholmskiej paradzie widoczni byli politycy. W tym roku udział wzięła m.in. minister sprawiedliwości Beatrice Ask oraz minister ds. przedsiębiorczości Annie Loeoef. Gośćmi szwedzkiej imprezy byli także polscy działacze i posłowie Ruchu Palikota, Anna Grodzka oraz Robert Biedroń.
Wesołą atmosferę popsuła jednak inna, znacznie mniejsza demonstracja, jaka odbyła się w tym samym czasie. Na placu Bantorget, zaledwie kilkaset metrów od trasy przemarszu Pride Parade, zebrało się kilkudziesięciu działaczy organizacji nacjonalistycznych powiązanych z Angielską Ligą Obrony, na którą w swoim manifeście powoływał się sprawca zeszłorocznej masakry w Norwegii Anders Behring Breivik.
Demonstranci, wśród nich oprócz Szwedów byli także Duńczycy, skandowali antymuzułmańskie hasła. W odpowiedzi na miejscu pojawiło się około 200 ich przeciwników, część z tych osób miała pierwotnie wziąć udział w Pride Parade.
W kierunku policjantów na koniach poleciały kamienie i świece dymne, jedna z rac raniła policjanta w twarz.
Ze Sztokholmu Daniel Zyśk (PAP)
zys/ ap/