Manifestanci antyrządowi w Tajlandii oświadczyli w poniedziałek, że zaakceptowali zaproponowany przez władze termin rozwiązania parlamentu i przeprowadzenia wyborów 14 listopada. Nie wiadomo jednak, czy zakończą protest, bo wysuwają nowe żądania.
Antyrządowi demonstranci w Tajlandii powiedzieli, że przyjmują propozycję premiera Abhisita Vejjajivy, by przedterminowe wybory parlamentarne odbyły się 14 listopada. Ale jednocześnie podkreślili, że nie zakończą protestu w Bangkoku, dopóki jeden z wicepremierów nie odda się w ręce sprawiedliwości.
Lider protestujących, zwanych od koloru stroju "czerwonymi koszulami", Nattawut Saikua oświadczył, że zgadzają się na propozycję rozwiązania parlamentu pod koniec września, przed planowanymi na 14 listopada wyborami.
Zażądał jednak, by wicepremier Suthep Thaugsuban złożył urząd i poniósł odpowiedzialność za akty przemocy, do których doszło w ciągu dwumiesięcznych protestów.
W starciach między wojskiem a demonstrantami zginęło 27 osób, a około tysiąca zostało rannych.
Przedstawiciel demonstrantów powiedział, że nie opuszczą oni centrum Bangkoku, dopóki wicepremier nie odda się w ręce sprawiedliwości.
Większość z demonstrantów to mieszkańcy wsi, zwolennicy obalonego w 2006 premiera Thaksina Shinawatry, który próbował wprowadzić pewne reformy na rzecz uboższych warstw ludności.(PAP)
mmp/ mc/
6204199 6204061 arch.
