Rząd tajlandzki wycofał w sobotę wieczorem wojsko z ulic Bangkoku, po tym gdy 12 osób, w tym trzech żołnierzy, poniosło śmierć w toku starć między siłami bezpieczeństwa a demonstrantami, a 521 zostało rannych.
Wycofanie sił bezpieczeństwa z dzielnic zajętych przez opozycyjnych demonstrantów rozpoczęło się z chwilą, gdy tajlandzki premier Abhisit Vejjajiva ogłosił, że chce podjąć negocjacje z przywódcami demonstracji. Protesty uliczne trwają w stolicy Tajlandii od miesiąca, ale w ciągu ostatnich 24 godzin doszło po raz pierwszy do ostrych starć między wojskiem a demonstrantami.
Demonstrujący przeciwnicy rządu, którzy nazywają siebie "czerwonymi koszulami", należą do Zjednoczonego Frontu na rzecz Demokracji przeciwko Dyktaturze, utworzonego przez zwolenników byłego premiera Thaksina Shinawatry, odsuniętego przez wojsko od władzy we wrześniu 2006 roku.
Jeden z przywódców "czerwonych koszul", Jatuporm Prompan, oświadczył, że ruch ten postanowił nie podejmować negocjacji z rządem.
Premier Vejjajiva tłumaczył się w sobotę w wystąpieniu telewizyjnym, że wojsku pozwolono jedynie na użycie w samoobronie przed "czerwonymi koszulami" gumowych pocisków i gazu łzawiącego. Tymczasem demonstranci - twierdził premier - walczyli granatami i butelkami z płynem zapalającym.
Szef rządu tajlandzkiego przekazał wyrazy ubolewania rodzinom ofiar i zapowiedział dochodzenie w sprawie okoliczności zajść. (PAP)
ik/ mc/
8013475 6013495
