Trwa ładowanie...
Zaloguj
Notowania
Przejdź na

Tajna apelacja ws. afery gruntowej - wyrok za tydzień

0
Podziel się:

Trzy godziny trwała tajna rozprawa apelacyjna w procesie Piotra Ryby ws.
płatnej protekcji w "aferze gruntowej". Jego obrońcy chcą uchylenia wyroku skazującego, a
prokuratura - utrzymania wyroku. Rozstrzygnięcie za tydzień.

Trzy godziny trwała tajna rozprawa apelacyjna w procesie Piotra Ryby ws. płatnej protekcji w "aferze gruntowej". Jego obrońcy chcą uchylenia wyroku skazującego, a prokuratura - utrzymania wyroku. Rozstrzygnięcie za tydzień.

W poniedziałek Sąd Okręgowy w Warszawie zbadał apelacje obrony w tej głośnej sprawie, która latem 2007 r. zakończyła rządy koalicji PiS-Samoobrona-LPR.

Oskarżeni: b. dziennikarz TVP, związany potem z Samoobroną Piotr Ryba, i rekomendowany przez PiS na wiceprezesa telekomunikacyjnej firmy Dialog Andrzej K. zostali uznani za winnych płatnej protekcji, czyli powoływania się na wpływy w kierowanym przez Andrzeja Leppera resorcie rolnictwa i podjęcia się za 6 mln zł łapówki (zredukowanych potem do 2,7 mln zł) załatwienia w ministerstwie odrolnienia 40 ha ziemi na Mazurach. Oferta łapówki okazała się prowokacją CBA, w wyniku której Ryba i K. zostali zatrzymani i aresztowani. "W kręgu podejrzenia" - jak mówił latem 2007 r. ówczesny premier Jarosław Kaczyński - znalazł się też Lepper, którego w związku z tym usunięto z rządu.

18 sierpnia 2009 r. Sąd Rejonowy dla Warszawy-Śródmieścia skazał na 2,5 roku więzienia Piotra Rybę, a Andrzeja K. na karę grzywny.

Apelacje złożyli tylko obrońcy Ryby. Adwokat skazanego na grzywnę Andrzeja K. pogodził się z wyrokiem. Także prokuratura wnosiła o utrzymanie w mocy orzeczenia skazującego obu oskarżonych.

Sąd utajnił rozprawę, bo - jak uzasadniała sędzia Agnieszka Zakrzewska - istniała obawa ujawnienia okoliczności stanowiących tajemnicę państwową.

Z kilku źródeł związanych z tym procesem dziennikarz PAP dowiedział się, że przemówienie prokuratora Arkadiusza Dury było bardzo krótkie - ograniczyło się do wniosku o utrzymanie wyroku w mocy i kilku zdań na poparcie tego wniosku. Większość czasu z trzygodzinnej rozprawy zajęły wystąpienia adwokatów Wojciecha Wizy i Mariusza Paplaczyka oraz samego Ryby.

Nie podano żadnych szczegółów, ale z akt sprawy i apelacji obrońców wynika, że chodzi o to, by zbadać sam początek "afery gruntowej", czyli okoliczności, od których rozpoczęła się akcja CBA w resorcie rolnictwa. Sąd miałby więc ocenić, w jaki sposób CBA powzięła wiadomość o zamiarze popełnienia przestępstwa przez oskarżonych.

Kwestia legalności akcji CBA w resorcie rolnictwa jest podstawowym argumentem obrony w apelacji. Adwokaci podkreślają, że jeszcze w zeszłym roku prokuratura w Rzeszowie uznała akcję za nielegalną i przedstawiła w tej sprawie zarzuty b. szefowi CBA Mariuszowi Kamińskiemu. Ryba ma w tej sprawie status pokrzywdzonego. Od kilku miesięcy jest na wolności, wcześniej był aresztowany w innej sprawie, dotyczącej podejrzenia o pranie pieniędzy. Założył blog copowieryba.pl, na którym chce komentować swą sprawę.

"Prokuratura jest jednolita, nie może być tak, że dla jednej prokuratury sprawa jest legalna, a dla drugiej nie" - powiedział PAP mec. Paplaczyk.

Według warszawskiej prokuratury, sprawa legalności akcji jest bez znaczenia dla oceny prawnej działania tych dwóch oskarżonych.

Sąd I instancji skazując oskarżonych za płatną protekcję podkreślił, że nie badał legalności akcji CBA, a jedynie uznał, że Biuro miało podstawy do wszczęcia operacji specjalnej, bo były "wiarygodne informacje", że oskarżeni chcą popełnić przestępstwo. Tak sformułowała to sędzia Dorota Radlińska w pisemnym uzasadnieniu wyroku, który dla stron jest podstawą do sporządzania apelacji.

By zaś uznać, że doszło do płatnej protekcji - czyli powoływania się na wpływy w instytucjach państwowych lub samorządowych i oferować załatwienie sprawy, nie trzeba ani mieć tych wpływów w rzeczywistości, ani załatwić sprawy - karalne jest samo powoływanie się.

Prokuratura w I instancji żądała kary 4 lat więzienia dla Ryby, oskarżonego o to, że pozostając w kontakcie z urzędnikami ministerstwa (w tym z Lepperem i wiceministrem Maciejem Jabłońskim) dopytywał o losy sprawy i przekazywał Andrzejowi K. uwagi ministerstwa. Dla Andrzeja K., który negocjował z podstawionym jako kontrahent agentem CBA - za to, że od początku się przyznawał i złożył obszerne wyjaśnienia - oskarżenie chciało kary grzywny, która pozwoli mu pozostać na wolności.

W ciągu całego procesu i w mowach końcowych obrońcy kwestionowali uprawnienia CBA, by rozpocząć operację specjalną przeciwko oskarżonym. Prawo mówi, że aby ją rozpocząć i wystąpić do Prokuratora Generalnego oraz sądu o zgodę na taką akcję, trzeba mieć "wiarygodną informację" o popełnieniu przestępstwa lub zamiarze jego popełnienia. Zdaniem obrony, to CBA "kusiło" oskarżonych, co mogło być nawet uznane za podżeganie do przestępstwa.

Sąd I instancji podkreślił, że to skazany Andrzej K. po tym, jak latem 2006 r. poznał się ze swym wspólnikiem - Piotrem Rybą, jako pierwszy opowiadał dolnośląskim biznesmenom, że dzięki swoim znajomościom w resorcie rolnictwa może tam załatwić dowolną sprawę.

"W rozmowie na kortach z trzema biznesmenami mówił, że szuka osób, które miały problemy z załatwianiem spraw w tym ministerstwie, a on się tego podejmie za pewną opłatą za pośrednictwo. Później (jeszcze w 2006 r. - PAP) Andrzeja Leppera na krótko odwołano z funkcji wicepremiera. Wtedy Andrzej K. powiadomił tych samych biznesmenów, że stracił możliwości załatwienia spraw. Gdy Lepper po krótkim okresie został przywrócony na stanowisko, K. poinformował, że znów może załatwić różne sprawy" - mówiła w zeszłym roku sędzia Radlińska, ustosunkowując się do tej sprawy.

Mając właśnie takie wiadomości, CBA podjęło decyzję o rozpoczęciu akcji specjalnej: agent Biura, udając biznesmena, zgłosił się do Andrzeja K. jako zainteresowany załatwieniem odrolnienia ziemi na Mazurach. K. początkowo żądał łapówki 6 mln zł, a potem oświadczył, że może "zejść z ceny" do 2,7 mln zł. "W ocenie sądu oskarżeni Ryba i K. działali wspólnie i w porozumieniu, i dopuścili się płatnej protekcji" - stwierdził sąd.

Inna ważna grupa zarzutów obrony dotyczyła legalności działań CBA, które - na potrzeby operacji z odrolnieniem - sfabrykowało komplet dokumentów, opatrując je pieczęciami gminy Mrągowo. Dokumenty te przedłożono Andrzejowi K. i Rybie do "przepchnięcia" przez ministerstwo, w celu doprowadzenia do wydania decyzji administracyjnej zmieniającej przeznaczenie 40 ha ziemi we wsi Muntowo. Zdaniem adwokatów, takie dowody są nielegalne - co w terminologii innych systemów prawnych nosi nazwę "owoców z zatrutego drzewa", z których sąd nie może korzystać. W Polsce taki zakaz nie istnieje.

Sąd I instancji nie zakwestionował tych dowodów. Uznał, że nie można podważać legalności operacji CBA, ponieważ odbywała się ona za zgodą Prokuratora Generalnego i Sądu Okręgowego w Warszawie, gdzie Biuro wystąpiło o odpowiednie zgody.

"Te dowody, a także dowody z podsłuchów, miały zresztą charakter pośredni. Pierwszoplanową rolę w tej sprawie odgrywały dowody ze źródeł osobowych (czyli świadków - PAP)" - podkreślił wtedy sąd. Przede wszystkim chodzi o wyjaśnienia skazanego na karę grzywny Andrzeja K., a także zeznania agenta CBA będącego świadkiem incognito, jak również zeznania przesłuchiwanego jako świadka Andrzeja Leppera. Sąd uznał, że obrona nie ma racji, uznając, iż dowody z podsłuchów CBA są nielegalne.

Sąd nie dał wiary słowom Piotra Ryby, że Andrzejowi K. pomagał "po przyjacielsku" i niczego od niego nie żądał. Sąd przyznał, że wprawdzie Ryba nigdy nie skontaktował się osobiście z agentem CBA, ale nie ma wątpliwości, że obaj z Andrzejem K. działali dla pieniędzy, i to dużych. Sąd uznał, że Ryba i K. jednak rozmawiali o pieniądzach i że prawdziwa jest opowieść Andrzeja K., według której Ryba miał powiedzieć, że "do Leppera bez 1 mln zł się nawet nie podchodzi".

Za okoliczności łagodzące wobec obu skazanych (groziło im do 8 lat) sąd uznał ich niekaralność. Za obciążające - długotrwałość procederu powoływania się na wpływy i zapewniania o ich realnym istnieniu (ponad 7 miesięcy), wysokość żądanej łapówki (najpierw 6 mln zł, ostatecznie 2,7 mln zł) oraz to, że powoływali się na wpływy "u wysokich czynników władzy". Wobec Andrzeja K. sąd uznał, że jego wyjaśnienia przyczyniły się do ujawnienia wielu szczegółów sprawy - stąd jej nadzwyczajne złagodzenie.

"Sąd nie udźwignął tej sprawy" - mówił po wyroku I instancji mec. Paplaczyk, zapowiadając apelację skazanego Piotra Ryby. "Rozstrzygnięto o legalności akcji CBA bez zaglądania do kuchni, a w kuchni był bałagan" - mówił drugi adwokat, mec. Wojciech Wiza. (PAP)

wkt/ pz/ mow/

wiadomości
pap
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Źródło:
PAP
KOMENTARZE
(0)