Trwa ładowanie...
Zaloguj
Notowania
Przejdź na

Trzy lata po konflikcie w Osetii Płd. sytuacja nadal niepewna

0
Podziel się:

Trzy lata po wojnie w Osetii Południowej Moskwa i Tbilisi nadal nie
utrzymują stosunków dyplomatycznych. Choć szanse na rozwiązanie konfliktu o dwie zbuntowane
prowincje Gruzji są znikome, jesienią w Genewie odbędzie się kolejna runda negocjacji.

Trzy lata po wojnie w Osetii Południowej Moskwa i Tbilisi nadal nie utrzymują stosunków dyplomatycznych. Choć szanse na rozwiązanie konfliktu o dwie zbuntowane prowincje Gruzji są znikome, jesienią w Genewie odbędzie się kolejna runda negocjacji.

Kilkudniowa wojna z 2008 r. doprowadziła do oderwania się od Gruzji dwóch separatystycznych regionów: Abchazji i Osetii Południowej, uznanych przez Moskwę za niepodległe państwa. Władze w Tbilisi uważają obie prowincje za tereny okupowane przez Rosję.

"Jedyną strukturą, w ramach której strony mogą się spotykać, negocjować i próbować znaleźć rozwiązanie tej sytuacji, są rozmowy w Genewie" - powiedziała PAP radca ambasady Gruzji w RP Nino Szekriladze. Dyskusje odbywają się z udziałem mediatorów z UE, ONZ i Organizacji Bezpieczeństwa i Współpracy w Europie (OBWE).

Według Szekriladze, 16 rund negocjacji "nie przyniosło dotychczas wyraźnych rezultatów". Kolejne spotkanie zaplanowano na 4 października.

Oprócz kwestii bezpieczeństwa i stabilności podczas rozmów poruszany będzie po raz kolejny problem osób przesiedlonych. "W całym kraju mamy teraz prawie pół miliona uchodźców" - podkreśliła Szekriladze. Gruzja liczy ponad 4,5 mln ludzi. Według radcy, po konfliktach z początku lat 90., które wybuchły, gdy prorosyjskie regiony wraz z rozpadem Związku Radzieckiego odrzuciły gruzińskie rządy, z obu terenów uciekło ok. 350 tys. ludzi. Po ostatniej wojnie domy opuściło ok. 140 tys. osób.

Konflikt sprzed trzech lat zakończyło wynegocjowane przez UE zawieszenie broni. Tbilisi oskarża jednak Moskwę o nieprzestrzeganie porozumienia. "Rosja łamie wszystkie jego punkty" - oceniła Szekriladze. W porozumieniu mowa była m.in. o wycofaniu wojsk obu stron na pozycje sprzed wojny i dopuszczeniu do strefy konfliktu międzynarodowych obserwatorów.

Jak twierdzi dyplomatka, "obecność wojskowa na terenach okupowanych jest zwiększona". "Liczby są alarmujące" - zauważyła, przytaczając dane, z których wynika, że w obu regionach stacjonuje 11 025 rosyjskich żołnierzy. Dane rosyjskie mówią o prawie trzykrotnie niższej liczbie wojskowych.

Na mocy podpisanych z Abchazją i Osetią Południową umów, Rosja utrzymuje w dwóch regionach ok. 3400 żołnierzy. Jednak Tbilisi twierdzi, że w samej Osetii Południowej przebywa 4200 wojskowych i 1025 członków służby granicznej podlegającej FSB (Federalnej Służbie Bezpieczeństwa), a w Abchazji - 4200 wojskowych i 1300 pograniczników.

Radca ambasady Gruzji w RP powiedziała, że ostatnio Moskwa wzmocniła swoją infrastrukturę wojskową w obu republikach oraz rozmieściła tam dodatkowy sprzęt. Według strony gruzińskiej, przekraczanie granic z "okupowanymi obszarami" jest utrudnione, a osoby próbujące to zrobić są często zatrzymywane.

Od trzech lat nie ma "dobrych wiadomości", jeżeli chodzi o przyszłość Osetii Południowej i Abchazji - powiedział polskim dziennikarzom ambasador Gruzji przy NATO w Brukseli Grigol Mgalobliszwili.

Ambasador zaznaczył, że obszar jest silnie militaryzowany przez Rosją, a na tereny samozwańczych republik wstępu nie mają międzynarodowi obserwatorzy.

Obecnie w Gruzji, przy granicach z Osetią Płd. i Abchazją, przebywa unijna misja obserwacyjna (EUMM), której szefem od początku lipca jest Polak, gen. Andrzej Tyszkiewicz. Zadaniem kilkuset obserwatorów jest m.in. monitorowanie wdrażania porozumienia o zawieszeniu broni.

Radca ambasady Gruzji w RP powiedziała, że obserwatorzy z UE nie mogą jednak badać sytuacji wewnątrz Osetii Południowej i Abchazji.

Według ambasadora Gruzji przy NATO, to Rosja poniosła porażkę w wojnie, bo nie udało się jej zmienić kierunku rozwoju Gruzji. A to za sprawą "determinacji Gruzinów i wsparcia sojuszników", takich jak m.in. Polska. Mgalobliszwili podkreślił, że wsparcie Polski, którego wyrazem była m.in. wizyta prezydenta RP w Tbilisi we wrześniu 2008 r. zapadło "głęboko w pamięć każdego Gruzina".

"Rosji nie udało się zrealizować swoich celów w Gruzji. Nie zmieniło się nastawienie ludzi i polityka. Nie wstrzymano procesu integracji Gruzji z NATO. Podczas ostatniego szczytu Sojuszu w Lizbonie wyraźnie stwierdzono, że Gruzja będzie kiedyś jego członkiem. Ten proces jest nieodwracalny" - powiedział Mgalobliszwili. Wskazał, że Rosji nie udało się przekonać innych państw do uznania separatystycznych republik.

W nocy z 7 na 8 sierpnia 2008 r. Gruzja podjęła zbrojną próbę odzyskania kontroli nad Osetią Południową - regionem, który oderwał się od niej w latach 90. i przy nieformalnym wsparciu Rosji uzyskał faktyczną niezależność. Rosja odpowiedziała wprowadzeniem swych wojsk do Osetii Południowej i dalej w głąb terytorium Gruzji. Wojna trwała pięć dni, zakończyło ją wynegocjowane przez UE zawieszenie broni. 26 sierpnia 2008 r. Rosja uznała niepodległość Osetii Południowej, a także drugiej samozwańczej republiki - Abchazji. W ślad za Moskwą poszły Wenezuela, Nikaragua i Nauru. Pozostałe kraje świata uznają obie republiki za część Gruzji.

Ponad rok po wybuchu konfliktu opublikowano raport sporządzony na zamówienie UE. Eksperci, którzy pracowali pod kierunkiem szwajcarskiej ambasador Heidi Tagliavini, stwierdzili, że Gruzja wprawdzie rozpoczęła działania wojenne, ale to Rosja odpowiada za wcześniejsze sprowokowanie napięcia wokół separatystycznych republik. Autorzy raportu podkreślili, że obie strony są winne łamania międzynarodowego prawa.

Julia Potocka i Inga Czerny (PAP)

jhp/ icz/ ala/

wiadomości
pap
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Źródło:
PAP
KOMENTARZE
(0)