Tysiące Palestyńczyków wyległy w środę na ulice Ramalli na Zachodnim Brzegu Jordanu, żeby wyrazić poparcie dla wniosku o uznanie niepodległej Palestyny, który ma być zgłoszony na rozpoczynającej się tego dnia w Nowym Jorku sesji Zgromadzenia Ogólnego ONZ.
"Nasze marzenie staje się rzeczywistością, będziemy mieli państwo" - głoszą transparenty wywieszone w centrum miasta uważanego za stolicę Autonomii Palestyńskiej.
"Zwróciliśmy się do ONZ, gdy wszelkie inne opcje zawiodły" - powiedział do wiwatującego tłumu sekretarz generalny Autonomii Palestyńskiej Tajeb Abdelrahim. "Mówimy naszym liderom: Mahmudowi Abbasowi (prezydent Autonomii) i Jaserowi Arafatowi (nieżyjący, długoletni przywódca Palestyńczyków, uznawany za męczennika): naród was popiera. Palestyńskie państwo powstanie w granicach z 1967 roku, a Jerozolima będzie jego stolicą" - oznajmił.
Podczas jego wystąpienia zamaskowani mężczyźni podpalili flagę amerykańską. Abdelrahim potępił ich czyn.
Podobne demonstracje i marsze, do których zachęcają władze Autonomii Palestyńskiej, odbędą się także w innych miastach na Zachodnim Brzegu od środy do piątku - kiedy prezydent Autonomii Mahmud Abbas ma wystąpić na forum Zgromadzenia Ogólnego, a następnie złożyć wniosek o przyjęcie Palestyny do grona członków ONZ, co oznaczałoby uznanie jej za niepodległe państwo.
Władze Autonomii ogłosiły, że środa jest dniem częściowo wolnym o pracy. W połowie dnia zamknięto biura rządowych instytucji i szkoły - żeby ułatwić udział w manifestacjach.
Jednocześnie palestyńscy liderzy zapewniają, że demonstracje mają być pokojowe, palestyńskie siły bezpieczeństwa wzmocniły nawet współpracę z izraelskimi odpowiednikami, żeby zapobiec ryzyku wybuchu przemocy.
Mimo to w środę już doszło do pierwszych utarczek Palestyńczyków z wojskiem izraelskim, w tym w pobliżu przejścia granicznego Kalandia, gdzie żołnierze rozproszyli grupę kilkudziesięciu osób rzucających kamieniami i podpalających opony.
Chociaż Palestyńczycy już świętują swój sukces, los wniosku o członkostwo w ONZ pozostaje niepewny. Kraje zachodnie, zwłaszcza USA, do ostatniej chwili próbują przekonać Abbasa, by się wycofał i wrócił do stołu negocjacji z Izraelem, gdyż to jest najlepsza droga do powstania niepodległej Palestyny.
Izrael twierdzi, że w każdej chwili jest gotów rozmawiać z Palestyńczykami - ale bez żadnych warunków wstępnych. Palestyńczycy mówią z kolei, że mogliby zasiąść do rokowań, ale tylko wtedy, jeśli Izrael wyrazi zgodę na utworzenie Palestyny w granicach z 1967 roku (wojska izraelskie zajęły wtedy Zachodni Brzeg, Strefę Gazy i wschodnią Jerozolimę) oraz zamrozi żydowskie osadnictwo na tych terenach.
USA i Izrael usilnie zabiegają też, by Palestyńczycy - w razie zapowiadanego złożenia wniosku o członkostwo - nie zdołali uzyskać w Radzie Bezpieczeństwa ONZ dziewięciu głosów koniecznych do jego przyjęcia. Gdyby jednak tak się stało, Waszyngton zamierza skorzystać z przysługującego mu prawa weta.
Wtedy przyznanie Palestynie członkostwa w ONZ nie będzie możliwe, a Abbasowi pozostanie ubiegać się na forum Zgromadzenia Ogólnego o status państwa nieczłonkowskiego - jakim cieszy się w ONZ Watykan - bez prawa głosu w tej organizacji. W Zgromadzeniu Ogólnym, skupiającym wszystkie państwa członkowskie, Palestyńczycy mogą liczyć na większość, którą stanowią państwa rozwijające się, w tym muzułmańskie i arabskie.
Z Tel Awiwu Juliusz Urbanowicz (PAP)
ju/ mw/ kar/