Trwa ładowanie...
Zaloguj
Notowania
Przejdź na

UE przed przyjęciem mandatu na konferencję klimatyczną w Kopenhadze

0
Podziel się:

Wśród wielu sporów ministrowie finansów i środowiska krajów UE spotykają
się od wtorku w Luksemburgu, by uzgodnić unijne stanowisko na grudniową konferencję klimatyczną w
Kopenhadze, gdzie mają zapaść decyzje o redukcji światowych emisji CO2 po roku 2012.

Wśród wielu sporów ministrowie finansów i środowiska krajów UE spotykają się od wtorku w Luksemburgu, by uzgodnić unijne stanowisko na grudniową konferencję klimatyczną w Kopenhadze, gdzie mają zapaść decyzje o redukcji światowych emisji CO2 po roku 2012.

Unia Europejska zapewnia, że pozostaje liderem w walce ze zmianami klimatycznymi na świecie, ale w projekcie wniosków końcowych spotkania ministrów finansów, do którego dotarła PAP, nie ma rozstrzygnięcia w decydującej kwestii: jak UE chce wesprzeć najbiedniejsze kraje świata w ich wysiłkach na rzecz ograniczenia emisji CO2 i przystosowania do zmian klimatycznych. W dokumencie nie ma nawet powtórzenia kwot podanych wcześniej przez Komisję Europejską, że potrzeby tych krajów wynoszą rocznie 100 mld euro do 2020 roku, z czego UE miałaby zapłacić 2-15 mld euro.

Nie ma też decyzji, jak podzielić tę unijną składkę. Choć wiadomo, że mają być brane pod uwagę zarówno zdolności do ponoszenia kosztów (ang. ability to pay), jak i odpowiedzialność za emisje CO2, to wciąż nieznany jest dokładny mechanizm obliczania udziału poszczególnych krajów. Nie wiadomo też, na czym miałby polegać "mechanizm kompensacyjny" dla uzależnionych od węgla takich krajów jak Polska, który obiecała Komisja Europejska (KE).

Dyplomaci przyznają, że KE wraz ze szwedzkim przewodnictwem UE i przy wsparciu wielu krajów nie chcą sobie wiązać rąk konkretnymi deklaracjami przed konferencją w Kopenhadze. "Złożenie obietnic byłoby wyjściem przed szereg" - powiedział PAP unijny dyplomata w Brukseli, tłumacząc, że żadna z uprzemysłowionych potęg - USA, Japonia czy Australia - nie obiecała jeszcze konkretnego wsparcia. Z drugiej strony, w ramach przygotowań do konferencji w Kopenhadze UE złożyła do tej pory więcej zobowiązań niż jakikolwiek inny region świata. "Czas, by inni poszli w nasze ślady" - powiedział dyplomata.

Tymczasem Polska oczekuje, że na szczycie UE w przyszłym tygodniu w Brukseli podjęte zostaną decyzje dotyczące unijnego stanowiska na grudniową konferencję, gdzie ma być podpisane światowe porozumienie o redukcji emisji CO2 po roku 2012 (tzw. post-Kioto). Jej sukces zależy w dużej mierze od tego, czy - i za ile - najbiedniejsze kraje rozwijające się zechcą wesprzeć wysiłki uprzemysłowionych potęg w walce ze zmianami klimatycznymi.

Polska sprzeciwia się, by unijną składkę podzielić na podstawie emisji, wysokich ze względu na węglowy charakter polskiej energetyki, bo zapłaciłaby w takim wariancie nieproporcjonalnie dużo - nawet do 12 proc. Polska utrzymuje, że przy obliczaniu składki powinien się liczyć przede wszystkim wciąż relatywnie niski w Polsce PKB. Dlatego chce wcześniej uzgodnić rozwiązania wewnątrz UE, obawiając się, że na fali entuzjazmu rozmów w Kopenhadze zostaną podjęte zobowiązania, które potem będą nie do udźwignięcia przez kraje Europy Środkowej i Wschodniej.

Z tego m.in. powodu polscy dyplomaci sceptycznie wypowiadają się o podwyższeniu unijnego celu redukcji z 20 do 30 proc., żądając zagwarantowania, że będzie można jasno porównać, czy inne uprzemysłowione potęgi zdobędą się na taki wysiłek. I tylko, kiedy będzie taka pewność, UE mogłaby dobrowolnie podnieść sobie poprzeczkę. Polska kwestionuje także możliwość osiągnięcia redukcji emisji C02 o 95 proc. w 2050 roku, zgadzając się na 85 proc. Podobnie jak inne kraje Europy Środkowej i Wschodniej, Polska uważa także, że przyszłe porozumienie powinno stanowić kontynuację protokołu z Kioto, dlatego chciałaby móc dalej korzystać z "nadwyżek" redukcji osiągniętych od roku 1988 (w sumie polskie emisje spadły o 30 proc., podczas gdy polski cel wynosił 6 proc.), które można sprzedać na rynku, zasilając budżet. KE, wspierana m.in. przez Niemcy, opowiada się za tym, by kraje wchodziły do nowego systemu z czystą kartą - tzn., by niewykorzystane uprawnienia do emisji wygasły.

Organizacja obrońców środowiska Greenpeace skrytykowała brak konkretnych kwot w dokumentach, które mają być przyjęte we wtorek i środę w Luksemburgu, twierdząc, że bez nich proces negocjacji klimatycznych nie może ruszyć z miejsca. "Państwa rozwijające się nie podejmą żadnych zobowiązań redukcyjnych, dopóki nie będą wiedziały na jakie wsparcie finansowe mogą liczyć. Brak konkretnej kwoty zapisanej we wnioskach końcowych oznacza także ostateczną utratę przez UE pozycji lidera w negocjacjach klimatycznych" - głosi komunikat organizacji.

Greenpeace uważa zresztą, że szacunki KE dotyczące potrzeb krajów rozwijających się na rozwój czystych technologii energetycznych, ochronę lasów, adaptację do zmian klimatu itp. są zaniżone. Greenpeace apeluje, aby kraje rozwinięte zobowiązały się do przeznaczenia na ten cel 110 mld euro rocznie do roku 2020 z funduszy publicznych, a udział UE miałby wynosić 35 mld euro rocznie. Wedle obliczeń Greenpeace składka Polski powinna wynosić 1,5 mld euro rocznie.

Michał Kot (PAP)

kot/ ap/ bk/

wiadomości
pap
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Źródło:
PAP
KOMENTARZE
(0)