Trwa ładowanie...
Zaloguj
Notowania
Przejdź na

Uganda: Rozjemczyni czy podżegaczka wojenna?

0
Podziel się:

Uganda grozi, że odwoła wojska z sił pokojowych w Somalii, jeśli ONZ nie
przestanie oskarżać jej o podżeganie do wojny w Kongu (DRK).

Uganda grozi, że odwoła wojska z sił pokojowych w Somalii, jeśli ONZ nie przestanie oskarżać jej o podżeganie do wojny w Kongu (DRK).

Na prośbę USA, pięć lat temu Uganda zgodziła się posłać żołnierzy do Somalii, by jako wojska pokojowe Unii Afrykańskiej toczyli wojnę z somalijskimi talibami, sprzymierzonymi z Al-Kaidą. Ugandyjczycy stanowią jedną trzecią liczącego 17,5 tys. żołnierzy kontyngentu Unii Afrykańskiej w Somalii i to głównie z powodu ich waleczności somalijskim talibom nie udało się zawładnąć Mogadiszu.

Latem zeszłego roku Ugandyjczycy wyparli talibów z somalijskiej stolicy, a w tym roku, wziąwszy ich w trzy ognie wraz z armiami Kenii i Etiopii, zmusili ich do rejterady z całego południa Somalii.

Ukoronowaniem zwycięskiej misji Ugandyjczyków była wrześniowa elekcja nowego prezydenta Somalii, przeprowadzona po raz pierwszy od 20 lat w Mogadiszu, a nie na obczyźnie. Pod koniec października kenijscy dyplomaci ujawnili, że za sukces w Somalii Uganda zapłaciła śmiercią prawie 3 tys. żołnierzy.

Upadek ostatniej twierdzy somalijskich talibów, portowego miasta Kismayo, zbiegł się z publikacją raportu grupy ekspertów, posłanych przez ONZ do wschodniego Konga, by wyjaśnili przyczyny tamtejszej wojny. Śledczy ogłosili, że kongijskich partyzantów wspierają sąsiadki - Rwanda i Uganda. Eksperci oznajmili też, że oba kraje za podżeganie do wojny w Kongu powinny zostać ukarane międzynarodowymi sankcjami i ostracyzmem. Na Ugandę, zamiast spodziewanych się przez nią pochwał i nagród za udział w somalijskiej misji, spadły słowa potępienia.

"Oto jaka zapłata nas spotyka za nasze poświęcenia i starania, by nasi sąsiedzi czuli się bezpieczni - oświadczył ugandyjski minister bezpieczeństwa Wilson Mukasa. - Jeśli tak, to lepiej wycofajmy się ze wszystkich zagranicznych misji pokojowych i zajmujmy tylko swoimi sprawami".

Minister stanu ds. zagranicznych Otello Oryem zagroził, że jeśli ONZ nie wykreśli z kongijskiego raportu krytycznych wobec Ugandy uwag, Kampala wycofa swoje wojska ze wszystkich zagranicznych misji pokojowych, a w pierwszej kolejności z Somalii.

Jeśli Uganda wycofałaby swoje wojska z Somalii, tamtejszy rząd upadłby w mgnieniu oka, a do kraju powróciłyby zażegnane właśnie bezkrólewie, bezprawie i wojna. Tego właśnie obawiają się Amerykanie, uważający Somalię za jeden z nielicznych krajów w Afryce, zagrażających ich bezpieczeństwu. Nie chcąc wplątywać się w somalijską interwencję, USA namówiły do tego sąsiadki Somalii, a amerykańskie przyjaciółki - Etiopię, Ugandę i Kenię.

Uganda, sprawdzona sojuszniczka USA, odgrywa też rolę regionalnego żandarma w Sudanie i Południowym Sudanie, najmłodszym z afrykańskich państw, którego głównym protektorem byli i są Amerykanie.Ale w rolę regionalnego żandarma Uganda wciela się jednak nie tylko w Somalii i Sudanie, ale także, już na własną rękę w Kongu-Kinszasie (Demokratyczna Republika Konga). Od 1996 r., wraz z Rwandą, Ugandyjczycy wspierali tam wszystkie zbrojne powstania kongijskich Tutsich. Poza umocnieniem politycznych wpływów za niespokojną granicą, ugandyjskich i rwandyjskich wojskowych i polityków gnała do Konga także żądza zbicia majątku na szmuglu tamtejszych minerałów. Oskarżane o najazdy na Kongo, Rwanda i Uganda niezmiennie odpierały zarzuty, tłumacząc, że zabiegają jedynie o bezpieczeństwo pogranicza.

Na wieść o nowych oskarżeniach wobec Ugandyjczyków i o tym, jak bardzo rozsierdził ich kongijski raport ONZ, amerykańscy dyplomaci pospieszyli w odwiedziny do ugandyjskiego prezydenta Yoweriego Museveniego, by nie odwoływał swoich żołnierzy z Somalii.

Ponowny wybuch wojny w Somalii byłby wyjątkowo złą wiadomością dla Amerykanów, szykujących się do wsparcia nowej inwazji afrykańskich państw na swojego sąsiada. Tym razem celem najazdu będzie Mali, którego północną część terytorium od pół roku okupują tamtejsi talibowie i arabscy partyzanci z Al-Kaidy. Amerykanie będą wspierać interwentów, ale nie chcą toczyć w Afryce dwóch wojen jednocześnie. Ostrożność Amerykanów potwierdzają wieści, że somalijscy talibowie nie zostali rozgromieni, lecz uznając, że nie mają szans na równą walkę z Ugandyjczykami, Etiopczykami i Kenijczykami, wycofali się jedynie i szukają nowych kryjówek i baz.

Abdurrahman Mohammed Farole, prezydent Puntlandu, samozwańczej republiki z północy Somalii, lamentuje, że umykający talibowie upodobali sobie właśnie jego kraj. Według Farole w niedostępnych górach Puntlandu ukryło się już pół tysiąca talibów, którzy urosną w siłę, jeśli uda im się odtworzyć szlaki przemytu broni z Jemenu, położonego na przeciwległym brzegu Zatoki Adeńskiej.

Zdaniem Hamzy Mohammeda, brytyjskiego eksperta od spraw somalijskich, Ugandyjczycy są zbyt ważni dla utrzymania pokoju w Somalii, by Amerykanie dopuścili do wycofania ich wojsk z powodu kongijskiego raportu ONZ. "To tylko polityczna gra. Ugandyjczycy ostrzegają Zachód, by za dużo sobie nie pozwalał i żądają, by w zamian pomoc w Somalii, dać im wolną rękę w Kongu - napisał Hanza Mohammed w południowoafrykańskiej gazecie "Daily Maverick" - Teraz cała awantura zostanie za zamkniętymi drzwiami wyciszona, a następne raporty nie będą już tak wobec Ugandy krytyczne".

Wojciech Jagielski (PAP)

wjg/ ro/

wiadomości
pap
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Źródło:
PAP
KOMENTARZE
(0)