Sąd apelacyjny w Kijowie po raz kolejny przełożył w środę rozprawę odwoławczą skazanej na 7 lat więzienia byłej premier Ukrainy Julii Tymoszenko, i ponownie polecił, by zjawiła się ona w sądzie osobiście. Ogłosił też przerwę w procesie do 20 grudnia.
Sąd nie zgodził się na uwolnienie Tymoszenko z aresztu ani na powtórzenie dochodzenia sądowego w sprawie nadużyć, za które otrzymała wyrok.
Tymoszenko nie pojawiła się w środę w sądzie, gdyż przez problemy z kręgosłupem od kilku tygodni nie wstaje z łóżka. Współpracownicy byłej premier utrzymują, że zły stan jej zdrowia związany jest z warunkami panującymi w areszcie, w którym przebywa od początku sierpnia.
19 grudnia w Kijowie oczekiwany jest szczyt Ukraina-UE, na którym miała być parafowana ukraińsko-unijna umowy stowarzyszeniowa. UE twierdziła, że los umowy zależy m.in. od rozwiązania sprawy Julii Tymoszenko, która zdaniem Brukseli stała się ofiarą wybiórczego stosowania prawa na Ukrainie.
W środę ukraiński MSZ nie wykluczył, że szczyt nie zakończy się parafowaniem, lecz wyłącznie ogłoszeniem końca negocjacji w sprawie umowy. Jeszcze w ubiegłym tygodniu prezydent Wiktor Janukowycz wyrażał nadzieję, że do parafowania umowy o stowarzyszeniu dojdzie do końca bieżącego roku. Podobną opinię wyrażała polska prezydencja w UE.
Jeszcze przed zakończonym w październiku procesem Tymoszenko przekonywała, że śledztwo przeciwko niej inspiruje Janukowycz, jej rywal w wyborach prezydenckich na początku 2010 r., dążący - jak mówiła - do wyrugowania jej z polityki.
Już po skazaniu na 7 lat więzienia za nadużycia, których miała się dopuścić przy zawieraniu umów gazowych z Rosją w 2009 r. Tymoszenko apelowała do UE, by bez względu na jej sprawę Bruksela parafowała umowę stowarzyszeniową z Ukrainą.
Z Kijowa Jarosław Junko (PAP)
jjk/ kar/