Mimo upływu ultimatum Gazpromu, grożącego Ukrainie ograniczeniem dostaw gazu, w poniedziałek rano błękitne paliwo było przesyłane w przewidzianych wcześniej ilościach - poinformował rzecznik ukraińskiej państwowej kompanii gazowej Naftohaz, Wałentyn Zemliański.
"System przesyłowy gazu działa jak zazwyczaj" - powiedział agencji RBK-Ukraina.
Ziemlański podkreślił, że Naftohaz nie otrzymał dotychczas żadnej oficjalniej informacji, potwierdzającej zamiary Gazpromu, dotyczące ograniczenia dostaw gazu o godz. 9.00 (8.00 czasu polskiego) w poniedziałek.
W Moskwie o godzinie 9.00 czasu polskiego oczekiwane jest oświadczenie Gazpromu dla prasy ws. dostaw gazu na Ukrainę.
Jak oświadczył w niedzielę wieczorem rzecznik Gazpromu Siergiej Kuprijanow, w dalszym ciągu nie ma porozumienia z Ukrainą w sprawie spłaty zadłużenia za gaz, ani w sprawie kontraktu na dostawy surowca w bieżącym roku.
"Nie ma na razie żadnego porozumienia, przewidujemy ograniczenie dostaw" - zapowiedział Kuprijanow, dodając że "kontakty między obydwiema stronami są kontynuowane".
Gazprom zakomunikował w piątek wieczorem, że jeśli zadłużenie Ukrainy za gaz nie będzie spłacone i nie zostanie zawarta umowa o dostawach na bieżący rok, to w poniedziałek o godz. 10.00 czasu moskiewskiego (8.00 czasu polskiego) zmniejszy o 25 proc. dostawy gazu na Ukrainę.
W odpowiedzi wicepremier Ukrainy Ołeksandr Turczynow oznajmił w piątek, że nie rozumie gróźb ze strony Gazpromu.
"Kwestia rozliczeń za gaz za ubiegły rok została całkowicie rozwiązana. Poinformowaliśmy o tym nie tylko społeczeństwo, ale i sam Gazprom" - powiedział Turczynow w trakcie roboczej wizyty w Mińsku na Białorusi.
Zdaniem Turczynowa, winę za to, że dług nie został oddany bezpośrednio rosyjskiemu Gazpromowi, ponoszą pośrednicy w rosyjsko- ukraińskim handlu gazem.
Jarosław Junko (PAP)
jjk/ hb/ ro/