Katowicka prokuratura apelacyjna umorzyła prowadzone od 2007 r. postępowanie w sprawie legalności majątku byłego prezydenta Aleksandra Kwaśniewskiego i jego małżonki. Śledczy nie dopatrzyli się w tej sprawie przestępstwa.
Informację o zakończeniu postępowania, podaną przez internetowe wydanie "Gazety Wyborczej", potwierdził we wtorek PAP rzecznik Prokuratury Apelacyjnej w Katowicach Leszek Goławski. "Postępowanie zostało umorzone ze względu na niestwierdzenie przestępstwa" - wyjaśnił prokurator.
Śledztwo było pokłosiem tzw. taśm Oleksego, nagranych jesienią 2006 roku przez ochronę znanego biznesmena Aleksandra Gudzowatego. Były premier podczas rozmowy z właścicielem Bartimpeksu wyrażał wątpliwości czy były prezydent jest w stanie wytłumaczyć się ze swojego majątku.
Ten fragment ujawnionego w 2007 r. nagrania Prokuratura Krajowa przesłała do Katowic z poleceniem wszczęcia postępowania. W jego ramach sprawdzano m.in. czy małżeństwo Kwaśniewskich nie uchylało się od opodatkowania. Po dokładnej weryfikacji nie potwierdziły się podejrzenia wobec byłego prezydenta i jego żony.
W postępowaniu prokuratura przyjrzała się domom w Kazimierzu i Wilanowie oraz działce na północy Polski. Jak ustalili prokuratorzy, dom w Wilanowie i działka zostały kupione legalnie, były wykazywane w oświadczeniach majątkowych. Dom w Kazimierzu nigdy nie był własnością byłego prezydenta i jego małżonki.
Według doniesień "GW", chcąc udowodnić b. prezydentowi nielegalną transakcję, Centralne Biuro Antykorupcyjne użyło słynnego agenta o pseudonimie Tomasz Małecki. Agent miał wkupić się w łaski rodziny J., administrującej willą w Kazimierzu, której właścicielem jest przyjaciel rodziny Kwaśniewskich Marek M. CBA było przekonane, że naprawdę dom należy do b. prezydenta; by to udowodnić, agent, poprzez rodzinę J., namówił M. do sprzedaży willi - napisała gazeta.
Za nieruchomość wartą 1,6 mln zł agent miał oferować dwa razy więcej, licząc, że pieniądze trafią do Kwaśniewskich. Ale 29 lipca 2009 r., w kulminacyjnym momencie, akcja została przerwana, bo pośredniczący w transakcji Jan J. wyjął część należności (1,5 mln zł) z torby, w której był nadajnik mający namierzyć, gdzie pieniądze zostaną zawiezione - dodała "GW".
Jedyny akt oskarżenia, jaki sformułowała badająca sprawę prokuratura dotyczy Jana J., jego matki Marii i Marka M. Prokuratura zarzuca im chęć zaniżenia przed notariuszem wartości willi, by nie zapłacić 30 tys. zł podatku. Grozi za to kara grzywny. (PAP)
kon/ pz/ mow/