Gdybyśmy zdołali, wzięlibyśmy Bin Ladena żywcem - powiedział specjalny doradca prezydenta Baracka Obamy ds. walki z terroryzmem John Brennan. Podał on niektóre szczegóły niedzielnej operacji, w której zginął przywódca Al-Kaidy.
Na konferencji prasowej w Białym Domu Brennan nazwał śmierć Bin Ladena "strategicznym ciosem dla Al-Kaidy, chociaż może niewystarczającym", by ją unieszkodliwić. Określił terrorystyczną organizację jako "zranionego tygrysa", który "ma w sobie jeszcze trochę życia i jest niebezpieczny".
Powiedział, że celem niedzielnej misji sił specjalnych było schwytanie Bin Ladena, chociaż zakładano też, że będzie stawiał opór.
"Gdybyśmy mieli możliwość schwytać go żywego, byśmy to zrobili" - oświadczył.
Przywódca Al-Kaidy zginął w wymianie ognia z amerykańskimi komandosami, dwukrotnie trafiony w głowę.
Administracja nie zdecydowała jeszcze, czy i kiedy udostępni opinii publicznej zdjęcia martwego terrorysty - sprawcy ataku 11 września 2001.
Brennan potwierdził doniesienia, że kobieta, która zginęła wraz z Bin Ladenem, była jedną z jego żon, i że używał on jej jako "żywej tarczy".
Prezydent Obama - jak powiedział jego doradca - oglądał operację sił specjalnych na żywo na ekranach wideo w Białym Domu.
Zapytany, czy prezydent kontaktował się potem z przywódcami światowymi, Brennan odpowiedział twierdząco, ale nie chciał ujawnić, z kim Obama rozmawiał.
Brennan przyznał, że istnieje groźba ataków odwetowych, ale powiedział, że administracja nie otrzymała na ten temat "żadnych konkretnych informacji". Dlatego też - dodał - nie podniesiono poziomu alarmu antyterrorystycznego.
Z Waszyngtonu Tomasz Zalewski (PAP)
tzal/ jhp/ mc/