Na niewiele ponad tydzień przed wyborami do Kongresu prezydent USA George Bush wziął udział w poniedziałek w kampanii na rzecz republikańskich kandydatów w stanach Georgia i Teksas.
Przemawiając w Georgii Bush wyrażał przekonanie, że wbrew sondażom Republikanie utrzymają większość w obu izbach legislatury. Kpił przy tym z Demokratów, którzy - jak mówił - planują już przeprowadzkę do nowych urzędów przewodniczących poszczególnych komisji w Kongresie.
W Teksasie prezydent przedstawiał republikańskich kandydatów jako gwarantów zwycięstwa w "wojnie z terroryzmem", podczas gdy Demokraci - jak twierdził - doprowadzą Amerykę do klęski. "Wybór jest tu prosty" - mówił - "jeśli Demokraci wygrywają, terroryści też zwyciężą".
Biały Dom od dłuższego czasu wytyka Demokratom, że proponują wycofanie wojsk amerykańskich z Iraku lub przynajmniej podanie terminarza ich ewakuacji. Zdaniem Busha jest to recepta na porażkę, tzn. objęcie władzy w Iraku przez islamistów wrogo nastawionych do USA.
Nie wszyscy republikańscy kandydaci do Kongresu chcą widzieć Busha na swoich wiecach przedwyborczych. Według najnowszego sondażu prezydenta dobrze ocenia obecnie tylko 38 procent Amerykanów; 58 procent nie aprobuje jego polityki i sposobu sprawowania urzędu.
Wobec małej popularności Busha niektórzy Demokraci starają się przedstawić wybory jako swego rodzaju plebiscyt na temat prezydenta. Głosowanie odbędzie się we wtorek 7 listopada.
Tomasz Zalewski (PAP)
tzal/ mc/
