Czołowi kandydaci na prezydenta USA z Partii Demokratycznej nie obiecują, że doprowadzą do szybkiego zakończenia wojny w Iraku - okazało się z najnowszej debaty telewizyjnej z udziałem demokratycznych pretendentów do Białego Domu.
W czasie debaty, która odbyła się w środę wieczorem (czasu lokalnego) w Hanover w stanie New Hampshire, Hillary Clinton, Barack Obama i John Edwards, którzy według sondaży mają największe szanse na prezydencką nominację, powiedzieli, że nie mogą przyrzec, iż wycofają wszystkie wojska z Iraku przed zakończeniem swej pierwszej kadencji, czyli do 2013 r.
Wszyscy troje podkreślili, że nie można na razie przewidzieć rozwoju sytuacji w Iraku, a wycofanie wojsk powinno być od tego uzależnione.
Jest to stanowisko zbieżne ze stanowiskiem administracji prezydenta George'a Busha, natomiast niepopularne wśród wielu wyborców demokratycznych. Ci ostatni domagają się wczesnego wycofania wojsk.
Za szybką ewakuacją wojsk opowiadają się prezydenccy kandydaci, którym nie daje się większych szans w walce o partyjną nominację, jak gubernator stanu Nowy Meksyk Bill Richardson i kongresman Dennis Kucinich.
W czasie środowej debaty rywale atakowali głównie faworytkę w wyścigu do nominacji, senator Hillary Clinton. Wypominano jej m.in. głosowanie tego samego dnia w Senacie za rezolucją, która określa irańską Gwardię Rewolucyjną jako organizację terrorystyczną. Edwards powiedział, że rezolucja ułatwia Bushowi dążenie do wojny z Iranem.
Była Pierwsza Dama nie ukrywała, że jest zwolenniczką twardego kursu wobec państw oskarżanych o sponsorowanie terroryzmu.
Sugerowała nawet, że poparła niedawny atak lotniczy Izraela na Syrię, spowodowany informacjami wywiadu, że ten ostatni kraj otrzymuje materiały nuklearne z Korei Północnej.
Tomasz Zalewski (PAP)
tzal/ mc/
