W prawyborach republikańskich wzrosło w ostatnich dniach poparcie dla byłego przewodniczącego Izby Reprezentantów Newta Gingricha. Partyjny establishment nasilił jednak ofensywę przeciw niemu i popiera byłego gubernatora Massachusetts Mitta Romneya.
Według opublikowanego w piątek sondażu "Wall Street Journal" i telewizji NBC News, Gingrich jako kandydat prezydencki cieszy się poparciem 37 procent wyborców republikańskich w całym kraju, podczas gdy na Romneya chce głosować 28 procent respondentów.
18 procent pragnie nominacji byłego senatora Ricka Santoruma, a 12 procent - kongresmana z Teksasu, Rona Paula.
Sondaż ten jednak przeprowadzono w dniach 22-24 stycznia, czyli przed ostatnią debatą telewizyjną kandydatów w Jacksonville na Florydzie. W opinii większości obserwatorów wygrał ją Romney.
Z tego samego sondażu wynika, że Amerykanie dostrzegają słabości Gingricha i mają wątpliwości, czy w wyborach prezydenckich pokona Baracka Obamę.
Gdyby wybory odbyły się dziś, 49 procent wszystkich wyborców głosowałoby na prezydenta, a 43 procent na Romneya. Gdyby przeciwnikiem Obamy był Gingrich, prezydent wygrałby znacznie większą różnicą głosów - 55 do 37 procent.
Przytaczając te liczby, liczni prominentni konserwatyści wezwali ostatnio Republikanów do poparcia w prawyborach Romneya przeciw Gingrichowi. Podkreślają oni, że były szef Izby Reprezentantów jest politykiem nieobliczalnym, wywołującym niepotrzebne konflikty i "niewybieralnym".
"Chcecie zwycięstwa Obamy? Głosujcie na Gingricha!" - Powiedziała znana ze złośliwości komentatorka prawicowej telewizji Fox New, Ann Coulter.
O poparcie Romneya zaapelowali także: były senator i kandydat GOP na prezydenta Bob Dole, były lider Republikanów w Izbie Reprezentantów Tom DeLay, strateg polityczny Karl Rove i czołowi konserwatywni publicyści: Charles Krauthammer i Michael Gerson.
W najbliższy wtorek na Florydzie odbędą się kolejne prawybory. Sondaże sugerują, że powinien tam wygrać Romney.
W tym dużym stanie decydującą rolę w kampanii wyborczej odgrywają ogłoszenia telewizyjne, gdyż nie można dotrzeć w inny sposób do wszystkich wyborców.
Romney, dysponujący olbrzymimi funduszami dzięki poparciu partyjnego establishmentu, ma tu przewagę nad mniej zasobnym w fundusze Gingrichem.
Z Waszyngtonu Tomasz Zalewski (PAP)
tzal/ fit/ mc/