Oficer wojsk lądowych otworzył w czwartek ogień do żołnierzy w bazie Fort Hood w Teksasie zabijając jedenastu i raniąc 31. Sprawca, 39-letni major Nidal Malik Hassan, został zastrzelony przez żandarmerię wojskową.
Jak poinformował dowódca bazy, generał Rob Cone, masakra miała miejsce około godz.13, 30 (czasu lokalnego) w tzw. Centrum Gotowości Bojowej, gdzie kieruje się żołnierzy na testy medyczne przed wysłaniem na front, lub tuż po powrocie z wojny.
Aresztowano dwóch żołnierzy podejrzanych o współudział w ataku.
Trwa dochodzenie w sprawie pochodzenia Hassana; CNN podało, że mógł on pochodzić z Jordanii, jednak według innych źródeł był urodzonym Amerykaninem.
Wiadomo, że był zawodowym oficerem i pracował w armii, jako dyplomowany lekarz-psychiatra.
Niedawno - powiedziała telewizji Fox News senator z Teksasu, Kay Bailey Hutchison - major Hassan skarżył się publicznie, że wysyłają go do Iraku.
Ekspert wojskowy telewizji Fox News, emerytowany generał Robert Scales, powiedział, że podejrzewa, iż mamy do czynienia z aktem terroru, choć jak dotąd nie ma na to dowodów.
Hassan - powiedział generał - nie strzelał do żołnierzy w nagłym ataku furii, ale systematycznie i "na zimno", jakby dokonywał egzekucji.
Fort Hood byłby naturalnym celem zamachu terrorystycznego - dodał Scales - ponieważ jest to największa baza w USA, położona na terenie o powierzchni 339 mil kwadratowych. Przebywa w niej każdorazowo co najmniej 25 tysięcy żołnierzy.
Po masakrze obserwatorzy zadają pytania o system kontroli żołnierzy i oficerów w armii USA pod kątem ewentualnych urazów i chorób psychicznych.
Pentagon stara się ustalić jak doszło do tego, że major Hassan był uzbrojony, skoro jako lekarz nie miał powodu nosić przy sobie broni.
Głos w sprawie tragicznego incydentu zabrał prezydent Obama. Powiedział w Waszyngtonie, że był to "straszny akt przemocy" i złożył wyrazy współczucia rodzinom ofiar.
W Teksasie opuszczono flagi na budynkach rządowych do połowy masztów na znak żałoby.
Tomasz Zalewski (PAP)
fit/