Zakaz bicia dzieci dzieli senatorów. Podczas czwartkowej debaty na temat ustawy o przeciwdziałaniu przemocy w rodzinie większość z nich wyrażała obawy co do tego, jak zakaz stosowania kar cielesnych wobec dzieci wpłynie na kondycję polskich rodzin.
Budząca wiele kontrowersji ustawa o przeciwdziałaniu przemocy w rodzinie została uchwalona przez Sejm na początku maja. Jej przeciwnicy obawiają się, że stworzy pole do nadużyć i może doprowadzić do nadmiernej ingerencji w autonomię rodziny i sposób wychowywania dzieci.
Debata w Senacie trwała ok. sześciu godzin. Najwięcej emocji wzbudzał zakaz bicia dzieci, senatorów niepokoją także m.in. zapisy zwiększające uprawnienia pracowników socjalnych oraz wprowadzające wymóg tworzenia w każdej gminie zespołów interdyscyplinarnych, zajmujących się przeciwdziałaniem przemocy.
Komisje Rodziny i Polityki Społecznej oraz Ustawodawcza poparły ustawę i wniosły o przyjęcie 11 poprawek, w tym dwóch poprawek merytorycznych. O odrzucenie ustawy wnosi Komisja Praw Człowieka, Praworządności i Petycji.
W sumie senatorowie zgłosili 31 poprawek; te, których komisje nie poparły, zostały zgłoszone jako wnioski mniejszości.
Mieczysław Augustyn (PO) mówił, że senatorowie są zgodni co do zapisów przewidujących izolację sprawców przemocy od ofiar, bezpłatną obdukcję i poradnictwo prawne oraz psychologiczne; kontrowersje wzbudza m.in. tytuł. Przypomniał, że komisja pozytywnie zaopiniowała poprawkę, która wykreśla z ustawy zakaz stosowania przemocy psychicznej i innych form poniżania dziecka, pozostawiając zakaz stosowania kar cielesnych wobec dzieci.
Według Stanisława Piotrowicza (PiS) ustawa wyrządzi więcej szkód niż pożytku, a zakaz bicia dzieci nie uchroni ich przed maltretowaniem, uderzy natomiast w normalne rodziny. Argumentował, że przepisy chroniące przed przemocą już funkcjonują w polskim prawie i wystarczy je lepiej egzekwować. Protestował także przeciwko sugerowaniu, że siedliskiem przemocy jest rodzina, podkreślając, że przemoc jest wszechobecna w mediach i przestrzeni publicznej.
Jan Rulewski (PO) przyznał, że ustawa jest potrzeba, ale uznał, że należy ją dopracować. Jego zdaniem, nie wolno klapsów nazywać biciem, stawiać w jednym rzędzie rodziców karzących dzieci klapsami ze stosującymi przemoc. Pracę zespołów interdyscyplinarnych, które mają zajmować się przeciwdziałaniem przemocy w rodzinie, i procedurę Niebieskiej Karty (jej założenie nie będzie wymagało zgody osoby dotkniętej przemocą) Rulewski nazwał "lustracją rodziny". Z sali wtórowały mu głosy: "znowu tworzymy teczki, tym razem niebieskie".
"Państwo zaczyna brać większą odpowiedzialność za wychowanie dziecka niż rodzice, rodzice nie będą mieli możliwości wpływu na dzieci poza upominaniem. Kto będzie odpowiadał za czyny tych dzieci?" - pytał Witold Idczak (PiS). "Rodzina to jest świętość i precz od świętej rodziny polskiej" - mówił Stanisław Kogut (PiS).
Ryszard Bender (PiS) przekonywał, że jest to ustawa "wariacka i niemoralna, narusza nie tylko prawo naturalne i moralność chrześcijańską, ale także prawo zwyczajowe". "Kiedyś się mówiło: zły to ojciec, co żałuje pasa dla syna. Dla syna, bo dawniej nie trzeba było go używać wobec dziewcząt. Ileż to porzekadło zawiera mądrości!" - mówił.
Ustawa budzi wiele zastrzeżeń także wśród senatorów PO. Antoni Piechniczek i Maria Pańczyk-Pozdziej wyrażali obawy, że może uderzyć w rodzinę.
"Mówiliśmy rzeczy ważne i prawdziwe, ale nie o tej ustawie. My w mojej rodzinie nie boimy się tej ustawy, a jest dla nas rodzina rzeczą najważniejszą. Nikomu tutaj nie zależy na zniszczeniu polskiej rodziny" - przekonywał Łukasz Abgarowicz (PO).
"Mówicie, że jesteście tymi, którzy rodziny bronią, a my jesteśmy tymi, którzy chcą ją niszczyć. Ale nie bądźmy hipokrytami, przemoc zdarza się także w rodzinach, nie tylko dysfunkcyjnych" - mówił wiceminister pracy i polityki społecznej Jarosław Duda, zwracając się do przeciwników ustawy. Jego zdaniem spór wokół ustawy ma charakter ideologiczny.
Przypomniał, że nowelizowana ustawa obowiązuje od 2005 r., a zmieniana jest dlatego, że szereg organizacji pozarządowych zajmujących się tym problemem zwracało uwagę, iż w wielu punktach nie działa. "Jest to odpowiedź na ich postulaty. Wprowadzamy bezpłatną obdukcję, zakaz zbliżania się i nakaz opuszczania lokalu przez sprawcę, a nie przez ofiary - teraz zdarza się, że to matka z dziećmi musiała uciekać z domu. Te zapisy są dla ofiar" - mówił Duda. Podkreślił, że zakaz bicia dzieci to element edukacyjny, który niczego w układzie prawnym nie zmienia. "Najlepszym nawet prawem nie rozwiążemy problemu przemocy, ale ta dyskusja, która się przy tej okazji przetacza, uwrażliwia Polskę na przemoc" - zaznaczył wiceminister.
Także rzecznik praw dziecka Marek Michalak przekonywał, że zakaz bicia dzieci w ustawie ma znaczenie symboliczne, nie niesie sankcji karnych, a wskazuje dobry kierunek. "Prawo powinno opowiedzieć się po stronie słabszych, po stronie ofiar przemocy domowej, które bite nie mogą iść do lekarza po obdukcję, bo ich nie stać, które uciekają z domu, szukając schronienia w noclegowniach; które po latach traumy potrzebują pomocy psychologicznej" - mówił RPD.
"Tak, ta ustawa ingeruje w rodzinę, gdyby nie ingerowała, byłaby nieskuteczna. Ale nie w rodzinę dobrą, tylko tam, gdzie dochodzi do patologii. Powinni jej się bać domowi oprawcy, a nie zwykli, porządni obywatele, tak jak nie boją się zapisów Kodeksu karnego" - mówił Michalak, odpowiadając na zarzuty przeciwników ustawy.
Podczas debaty do ustawy zgłoszono ok. 20 kolejnych poprawek. Teraz muszą je rozpatrzyć komisje. Następnie, podczas głosowania, które zaplanowane jest w piątek, Senat zdecyduje, czy poprzeć ustawę.
Ustawa ma wzmocnić ochronę ofiar przemocy, kładzie też duży nacisk na profilaktykę. Umożliwia skuteczną izolację sprawców od ofiar przemocy; środki separujące sprawców - w tym także nakaz opuszczenia wspólnego mieszkania - można będzie zastosować nie tylko w przypadku przemocy wobec najbliższych, ale także osób niespokrewnionych, ale wspólnie mieszkających, np. dzieci konkubentów. Ustawa wprowadza bezpłatną obdukcję, przewiduje także obowiązkową terapię dla sprawców przemocy.
Ustawa uprawnia pracowników socjalnych do interweniowania, gdy zagrożone jest życie lub zdrowie dziecka. Decyzja taka nie może być podejmowana jednoosobowo, ale wspólnie z funkcjonariuszem policji i przedstawicielem służby zdrowia. Daje także rodzicom prawo do odwołania się od tej decyzji. W przypadku zabrania dziecka z domu w sytuacji zagrożenia jego życia, sąd rodzinny musi niezwłocznie, w trybie 24-godzinnym, podjąć decyzję o jego dalszych losach; w takim trybie ma być rozpatrywane także odwołanie rodziców.(PAP)
akw/ abr/ mag/