Premier David Cameron uznał, że jego polityka wobec UE jest skuteczna, a ci, którzy sądzili, że jej efektem będzie marginalizacja W. Brytanii w Europie, nie mieli racji. Zapewnił, że będzie dążył do odebrania Brukseli uprawnień i rozpisze referendum.
"Mówiono mi: Nigdy nie zmienisz żadnego unijnego traktatu, nigdy nie zmniejszysz budżetu UE. A jeśli zrobisz którąś z tych rzeczy, stracisz sojuszników. Udowodniłem im, że nie mieli racji" - podkreślił premier w środę na dorocznym zjeździe torysów w Manchesterze.
"Zawetowaliśmy traktat (tzw. pakt fiskalny z grudnia 2011 r.), wyłączyliśmy W. Brytanię z funduszu ratunkowego (tzw. Europejskiego Mechanizmu Stabilizacyjnego), obniżyliśmy unijny budżet (na lata 2014-20). Dokonawszy tego, nie tylko nie straciliśmy szacunku, ale przeciwnie - zyskaliśmy nowych sojuszników" - oświadczył.
Cameron zapowiedział, że będzie dążył do odebrania Brukseli niektórych uprawnień i po wynegocjowaniu nowego statusu członkowskiego W. Brytanii rozpisze referendum. Oczekuje się, że odbędzie się ono w 2017 r., a więc po wyborach, które spodziewane są w maju 2015 r.
Lider torysów oświadczył, że brytyjski interes narodowy wymaga zaangażowania na świecie i wskazał, że pod względem budżetu obronnego W. Brytanii zajmuje czwarte miejsce w skali globalnej. Potwierdził zarazem, że w 2014 r. wycofa brytyjskich żołnierzy z Afganistanu. Odciął się też od wypowiedzi jednego z doradców prezydenta Rosji Władimira Putina, który nazwał W. Brytanię "małym krajem, którego nikt nie słucha".
Brytyjski premier zobowiązał w swym przemówieniu torysów do poparcia biznesu zaznaczając, że bez firm przynoszących zyski gospodarka nie będzie prosperować. "Zysk, tworzenie bogactwa, cięcia podatków, przedsiębiorczość - to nie są słowa toksyczne, ani elitarne (...). To nie rząd tworzy miejsca pracy, lecz firmy" - podkreślił.
Cameron przypomniał, że celem jego koalicyjnego rządu jest zlikwidowanie deficytu finansów publicznych. Odciął się zarówno od modelu gospodarki, w którym pierwsze skrzypce odgrywają finansowe spekulacje, jak i takiego, w którym liczna rzesza ludzi żyje z rozdawnictwa i świadczeń. "To, co w gospodarce musi się liczyć, to włożony wysiłek i szansa na sukces" - podkreślił.
Przemówienie Camerona odczytywane jest jako odpór dany liderowi Partii Pracy Edowi Milibandowi, który w czasie zjazdu laburzystów w Brighton gromił koncerny energetyczne za windowanie cen usług i zapowiedział zamrożenie cen na 20 miesięcy w razie wyborczego zwycięstwa w 2015 r.
W opinii komentatorów przemówienie Milibanda dotknęło ważnego problemu - spadku poziomu życia Brytyjczyków na skutek gospodarczej zapaści, cięć wydatków rządowych, płac przyrastających wolniej niż inflacja i rosnących cen, zwłaszcza energii elektrycznej, ogrzewania, gazu i wody.
Dlatego Cameron przedstawił torysów jako partię przyjazną biznesowi i przedsiębiorczości, piętnując laburzystów jako zwolenników kontroli państwa i administracyjnych nakazów.
Przemówienie Camerona napisał po części jego kalifornijski doradca Steve Hilton. Stąd komentatorzy dostrzegli w nim elementy "American dream" - społeczeństwa, w którym możliwość wzbogacenia się jest otwarta dla każdego, niezależnie od tego, skąd pochodzi, jeśli ma pomysł i wolę osiągnięcia sukcesu, a rząd mu nie przeszkadza. (PAP)
asw/ az/ ro/