Trwa ładowanie...
Zaloguj
Notowania
Przejdź na

W.Brytania: Doroczny zjazd torysów pod znakiem cięć budżetowych

0
Podziel się:

Partia konserwatywna rozpoczęła w niedzielę doroczny zjazd w Birmingham, po
raz pierwszy od 14 lat jako partia rządząca. Głównym tematem kongresu jest plan uzdrowienia
finansów publicznych i cięć budżetowych.

Partia konserwatywna rozpoczęła w niedzielę doroczny zjazd w Birmingham, po raz pierwszy od 14 lat jako partia rządząca. Głównym tematem kongresu jest plan uzdrowienia finansów publicznych i cięć budżetowych.

Torysi argumentują, iż Wielka Brytania nie może bez końca pożyczać 25 proc. sumy wydawanej na cele publiczne, a pieniądze wydawane na obsługę długu powinny być z większym pożytkiem przeznaczone na inne cele np. na inwestycje. Deficyt budżetu szacowany jest na ok. 155 mld funtów, co stanowi ok. 10 proc. PKB.

Po dojściu do władzy w maju i utworzeniu koalicji z liberalnymi demokratami, torysi zarządzili przegląd resortowych wydatków. Szczegóły cięć zostaną ogłoszone 20 października przez ministra finansów George'a Osborne'a.

Proponowane przez rząd oszczędności idą znacznie dalej niż planowane przez poprzedni rząd Partii Pracy. Były laburzystowski minister finansów Alistair Darling ogłosił redukcję wydatków na sumę 52 mld funtów w okresie czterech lat. Jego następca zwiększył skalę cięć o dalsze 30 mld do 82 mld funtów. Ograniczaniu wydatków towarzyszy wzrost podatków: między innymi VAT-u oraz zamrożenie świadczeń socjalnych.

Z wyjątkiem resortów zdrowia i pomocy zagranicznej wszystkie pozostałe otrzymały polecenie przygotowania planu cięć wydatków o 25 proc., a awaryjnie na wypadek tzw. czarnego scenariusza nawet o 40 proc.

Komentatorzy zwracają uwagę, iż tak duża skala cięć nie ma precedensu i przewyższa nawet cięcia, które wprowadziła znana z oszczędności premier Margaret Thatcher. Od 1950 r. żaden brytyjski rząd nie ciął wydatków w dłuższym okresie niż dwa lata z rzędu. Gabinet Camerona chce to robić przez całą kadencję parlamentu. Utrzymanie państwa ma kosztować mniej. Docelowo poniżej progu 40 proc. PKB.

"Całe swoje polityczne życie chciałem mniejszego państwa" - zwierzył się tygodnikowi "Observer" minister sprawiedliwości Kenneth Clarke, były minister finansów w rządzie Johna Majora. "Odchudzenie" aparatu państwowego i obniżanie kosztów jego działania to jeden z celów koalicji rządzącej. Koalicja oskarża poprzedni rząd Partii Pracy o rozbudowę instytucji państwa. Swój program buduje wokół idei "wielkiego społeczeństwa".

Większość komentatorów i polityków akceptuje potrzebę cięć, ale różni się w ocenie ich skali. Nie wszyscy są przekonani, że jest to odpowiedni moment na ich wprowadzenie, ponieważ nie jest pewne, czy gospodarka stanęła na nogi po niedawnej recesji.

Krytycy cięć wskazują też, iż redukcje wydatków niewspółmiernie uderzą w osoby o niskich przychodach, zwłaszcza kobiety i grupy społeczne, które nie są winne niedawnej recesji wywołanej przez sektor bankowy. Skalę zwolnień w sektorze publicznym będących następstwem cięć ocenia się na ok. 600 tys. Ucierpią też prywatne firmy, które realizują zamówienia dla budżetówki.

W wywiadzie dla "News of the World" premier David Cameron zaapelował, by na cięcia spojrzeć we właściwej perspektywie. Według niego zmniejszenie wydatków do 40 proc. w niektórych resortach nie musi być aż tak bolesne, jak się wyborcy obawiają.

Wskazał, iż cięcia rozłożone są na kilka lat, a niektóre firmy prywatne w okresie dekoniunktury były zmuszone dokonać jeszcze głębszych redukcji wydatków w ciągu roku. Cameron wyraził przekonanie, że gospodarka ma już najgorsze za sobą. W wywiadzie dla BBC stwierdził, że "rządu zwyczajnie nie stać na niektóre zasiłki i zapomogi", a "system świadczeń socjalnych wymknął się spod kontroli".

Z przecieków prasowych wynika, że Cameron nie zostawi suchej nitki na nowym liderze laburzystów Edwardzie Milibandzie, którego odmaluje jako lewaka, przedstawiając zarazem torysów jako partię politycznego centrum. Przemówienie wygłosi we wtorek.

Sobotni sondaż ośrodka YouGov daje Partii Pracy 41 proc. poparcia, torysom 39 proc., a liberalnym demokratom 11 proc.

Nie wszyscy politycy partii konserwatywnej są pogodzeni z tym, że musieli wejść w koalicyjny układ z liberalnymi demokratami Nicka Clegga. Wielu wolałoby, by ich partia rządziła samodzielnie i by była eurosceptyczną partią niskich podatków. Stąd w ocenie jednego z publicystów najciekawsza debata polityczna toczy się obecnie między torysami a torysami.(PAP)

asw/ fit/ kar/

wiadomości
pap
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Źródło:
PAP
KOMENTARZE
(0)