"Rząd funkcjonuje całą dobę. Nie żyjemy w XVIII w." - powiedział szef brytyjskiego MSZ William Hague pytany, dlaczego mimo dużych turbulencji na giełdach, w Londynie nie ma najważniejszych osób w rządzie, bo jak jeden mąż wyjechali na wakacje.
Gdy na wakacje w tym samym czasie wyjechał premier David Cameron, wicepremier Nick Clegg i minister finansów George Osborne, trud uspokajania rynków spadł na barki ministra spraw zagranicznych.
Przywołanie XVIII w. nie jest u Hague'a przypadkowe, ponieważ jest autorem biografii o premierze Williamie Pitt'cie Młodszym (1759-1806).
Według Hague'a, premier Cameron kontroluje sytuację nawet - jeśli fizycznie - znajduje się w toskańskiej willi.
"Wielka Brytania nie jest na pierwszej linii ognia (inwestorów - PAP), ponieważ procentują wcześniejsze trudne decyzje podjęte przez rząd ws.gospodarki" - zaznaczył Hague w wypowiedzi cytowanej przez BBC.
Minister - najstarszy rangą członek gabinetu na miejscu w Londynie potwierdził, że rozmawiał telefonicznie z Cameronem i będzie przewodniczył spotkaniu nt. gospodarki.
Urząd premiera Camerona potwierdził, że minister finansów George Osborne obecnie w Kalifornii, będzie wieczorem telefonował do prezesa Banku Anglii Mervyna Kinga.
Wyjazd trzech najważniejszych osób w rządzie w tym samym czasie skrytykował były wicepremier w rządzie Partii Pracy John Prescott, ale minister ds. biznesu Vince Cable oświadczył, że ich obecność na posterunku w Londynie, czy na wakacjach "nie ma nic do rzeczy" sugerując, że nie geografia jest problemem dla rozchwianych rynków.
W ocenie ekspertów Cameron i Osborne co najmniej 1/3 czasu, w którym nie śpią spędzają na rozmowach telefonicznych.
Blisko 50 mld funtów zostało wymiecionych z akcji stu największych spółek londyńskiego parkietu w ostatnich dniach. Niektórzy komentatorzy niepokoją się perspektywą powtórki 2008 r., gdy w połowie września upadł amerykański bank inwestycyjny Lehman Brothers.
Rekordzistami spadków na londyńskim parkiecie były w ostatnich dniach akcje banków. Szczególnie poszkodowane wyprzedażą były grupy bankowe Lloyds i RBS, w których brytyjski skarb państwa ma udziały.
Najważniejsze pytanie w ocenie brytyjskich ekspertów dotyczy tego, czy ogłoszone w piątek rano czasu amerykańskiego dane o rynku pracy w USA uspokoją rynki.
Zatrudnienie w USA w lipcu wzrosło o 117 tys. wobec oczekiwanych przez rynek 85 tys. Stopa bezrobocia obniżyła się do 9,1 proc. z 9,2 proc.
"Wzrost zatrudnienia o 200 tys. sugerowałby, że dynamika rynku pracy jest wystarczająca dla wchłonięcia nowowchodzących" - powiedziała telewizji Channel 4 dr Linda Yueh z uniwersytetu w Oksfordzie, wypowiadając się przed ogłoszeniem danych.
Stephanie Flanders z BBC zauważa, iż niewielką obniżkę stopy bezrobocia tłumaczy spadek siły roboczej w USA, a nie przyrost zatrudnienia. Z kolei ośrodek analityczny High Frequency Economics stwierdził, że "dane sugerują, iż gospodarka USA jest daleka od recesji". (PAP)
asw/ drag/