W odróżnieniu od niemieckich i francuskich biur podróży, brytyjscy touroperatorzy nadal przewożą urlopowiczów do popularnych miejsc turystycznych w Egipcie, choć ostrzegają ich, by zachowali ostrożność.
ABTA, organizacja zrzeszająca brytyjskich touroperatorów, ocenia liczbę brytyjskich turystów w Egipcie na ok. 40 tysięcy. Większość przebywa w kurortach nad Morzem Czerwonym. Korzystają tam ze wzmocnionej ochrony.
Brytyjczykom w miejscowości Hurghada nad Morzem Czerwonym, gdzie z początkiem tygodnia w wyniku zajść zginęła jedna osoba, polecono, by nie wychodzili poza teren hotelu.
Jedna z urlopowiczek powiedziała telewizji Sky, że nie obawia się o swe bezpieczeństwo, ponieważ "hotel jest dobrze chroniony, a z Hurghady można szybciej dolecieć do Londynu niż dojechać do Kairu".
Najpopularniejsze wśród brytyjskich urlopowiczów miejscowości to obok Hurghady: Szarm el Szejk, Taba i Marsa Alam.
Spośród brytyjskich touroperatorów tylko Kuoni odwołał wycieczki do Egiptu. Inny, Thompson Cruises, organizujący wycieczki morskie, zmienił ich trasy. Thomas Cook skasował niektóre wycieczki m. in. do Luksoru i klasztoru św. Katarzyny na Synaju. Pozostali touroperatorzy funkcjonują normalnie.
Brytyjski resort spraw zagranicznych ostrzegł przed "poważnym ryzykiem przemocy" podczas demonstracji", ale w odróżnieniu od rządów Francji i Niemiec nie odradził wyjazdów do Egiptu. MSZ zaleca Brytyjczykom, by mieli przy sobie dokument tożsamości ze zdjęciem, stosowali się do zaleceń władz, łącznie z godziną policyjną i trzymali się z dala od ulicznych zgromadzeń. (PAP)
asw/ sp/