BBC skorygowała nieznacznie exit polls. Po aktualizacji wynoszą one: konserwatyści 305 mandatów, laburzyści 255, liberalni demokraci 61, zaś pozostałe partie - 29.
W porównaniu z wcześniejszymi prognozami torysi mają o dwa mandaty mniej. Do bezwzględnej większości brakuje im 21 mandatów. Stan posiadania laburzystów nie zmienił się, zaś liberalni demokraci zyskali 2 mandaty.
Dane te mają charakter prowizoryczny. Jeśli się potwierdzą, konserwatyści będą największą partią w Izbie Gmin, nie będą jednak mieli bezwzględnej większości. Na obecnym etapie nie ma pewności, czy będą tworzyć mniejszościowy rząd.
Praktyka konstytucyjna w wobec tzw. zawieszonego parlamentu nie jest jasna, ponieważ sytuacje takie zdarzają się bardzo rzadko, a w brytyjskiej praktyce prawno-konstytucyjnej wielką rolę pełnią precedensy.
Niewykluczone, iż "pierwszą przymiarkę" do utworzenia rządu będzie miał premier Gordon Brown.
BBC cytuje lorda Mandelsona, uważanego za prawą rękę Browna: "W sytuacji zawieszonego parlamentu, pierwszej próby utworzenia rządu podejmuje się nie partia z największą liczbą mandatów, lecz urzędujący gabinet".
"Jeśli żadna z partii nie ma bezwzględnej większości w parlamencie, to żadna partia nie ma moralnego prawa do monopolu władzy" - sądzi z kolei czołowy laburzystowski polityk David Miliband.
Po to, by Gordon Brown mógł przestać być premierem, musi formalnie uznać swoją porażkę i podać się do dymisji torując drogę innemu politykowi. Sam decyduje o tym, czy ustąpi i kiedy. Wcześniej Brown mówił tylko tyle, że bierze na siebie odpowiedzialność za wynik wyborczy Partii Pracy.
W przededniu wyborów mówiono, iż nad scenariuszem zawieszonego parlamentu pracują najważniejsze osoby w civil service, ale rezultatu tych obrad nie ogłoszono. Nie są też do końca jasne prerogatywy Elżbiety II w sytuacji, gdy żadna z partii nie wygrała wyborów druzgocąco.
W ocenie prof. Simona Hixa z London School of Economics nie można wykluczać, że laburzyści mogą mimo wszystko laburzyści próbować pójść na układ z liberalnymi demokratami, choć on sam nie wróży powodzenia takim zabiegom. Konserwatyści będą jego zdaniem argumentować, iż oddając na nich najwięcej głosów i popierając ich, wyborcy głosowali za zmianą. (PAP)
asw/ fit/