Trwa ładowanie...
Zaloguj
Notowania
Przejdź na

W Egipcie i Tunezji po arabskiej wiośnie - islamska zima

0
Podziel się:

Dwa lata po wybuchu arabskiej wiosny w Egipcie i Tunezji panuje islamska zima.
System jest bardziej demokratyczny niż poprzednio, ale zdestabilizowany. Brakuje inwestycji,
bezrobocie rośnie. Mieszkańcy znowu protestują, tym razem przeciwko rządom islamistów.

Dwa lata po wybuchu arabskiej wiosny w Egipcie i Tunezji panuje islamska zima. System jest bardziej demokratyczny niż poprzednio, ale zdestabilizowany. Brakuje inwestycji, bezrobocie rośnie. Mieszkańcy znowu protestują, tym razem przeciwko rządom islamistów.

17 grudnia w tunezyjskim Sidi Bouzid demonstranci obrzucili pomidorami i kamieniami prezydenta Monsifa Marzukiego podczas uroczystości związanych z drugą rocznicą wybuchu rewolucji, która zapoczątkowała arabską wiosnę. "Naród chce upadku rządu" - skandował tłum, powtarzając hasło rewolucji, w wyniku której w styczniu 2011 r. obalony został prezydent Zin el-Abidin Ben Ali. Tunezyjczycy w ostatnim czasie znowu wychodzą na ulice, obarczając rząd winą za brak sukcesów w polepszaniu warunków życia w kraju.

Po rewolucjach Tunezja i Egipt znalazły się w zaklętym kręgu. Potrzebują stabilizacji i inwestycji, ale paradoksalnie procesy demokratyzacji rozchwiały system polityczny - mówi PAP prof. dr hab. Jerzy Zdanowski z Instytutu Kultur Śródziemnomorskich i Orientalnych PAN.

"Według Banku Światowego Tunezja potrzebuje pięciu lat, aby odzyskać równowagę sprzed 2011 r." - mówi Zdanowski. Z kraju wycofują się zagraniczni inwestorzy i przenoszą się np. do Maroka lub Jordanii, gdzie sytuacja jest ustabilizowana. Tunezyjski rząd nie chce wydawać zezwoleń hipermarketom i woli wspierać lokalny biznes, który jednak nie jest w stanie tworzyć tylu miejsc pracy co wielkie firmy - tłumaczy.

Po rewolucji w Tunezji wzrosło bezrobocie. Pod koniec 2011 r. wynosiło 25 proc. W najbiedniejszych regionach, przy granicy z Algierią, wśród młodych ludzi wahało się między 30 a 40 proc.

Bez pracy jest też jedna czwarta młodych Egipcjan. Po rewolucji, która odsunęła od władzy prezydenta Hosniego Mubaraka, tempo wzrostu spadło z prawie 6 proc. do 1,8 proc. PKB. Z rynku uciekła większość zagranicznych inwestorów. Od tego czasu sektor turystyczny traci tygodniowo 267 mln dolarów, a obłożenie hoteli spadło o 5-18 proc. - wynika z badania egipskiego ministerstwa turystyki, przytaczanego przez dziennik "Egypt Independent". Także w przyszłym roku nie należy spodziewać się wzrostu liczby turystów z powodu obecnej niestabilności i protestów przeciwko będącemu u władzy Bractwu Muzułmańskiemu - przewiduje dziennik.

Według Zdanowskiego Egiptowi może pomóc Arabia Saudyjska. To właśnie do Rijadu Mohammed Mursi udał się w pierwszą podróż zagraniczną jako prezydent. "Oba kraje odłożył na bok głęboką wrogość ideologiczną na rzecz pragmatycznych wzajemnych interesów" - pisał w lipcu "New York Times". Saudyjczycy, którzy byli bliskimi sojusznikami Mubaraka, w maju zdeponowali 1 mld dol. w egipskim banku centralnym, by pomóc krajowi utrzymać się na powierzchni do czasu udzielenia mu przez Międzynarodowy Fundusz Walutowy pożyczki w wys. 4,8 mld dol. W Arabii Saudyjskiej pracują setki tysięcy Egipcjan, w tym syn Mursiego, którzy przekazując środki rodzinom w kraju wspierają egipską gospodarkę - przypomina "NYT".

Z kolei w Egipcie mieszka 700 tys. Saudyjczyków, którym władze saudyjskie, używając argumentu pomocy gospodarczej, zapewniły całkowitą swobodę działania ekonomicznego - podkreśla Zdanowski i mówi, że Saudyjczycy budują w Egipcie m.in. kolejne wielkie domy handlowe i nabywają nowe nieruchomości.

Dwa lata od wybuchu arabskiej wiosny wydaje się, że jej wyraźnymi zwycięzcami są islamiści i zdaniem wielu osób nadeszła islamska zima - ocenia w "Spiegelu" Daniel Steinvorth. W wyborach parlamentarnych w Egipcie zwyciężyła partia utworzona przez umiarkowanie islamistyczne Bractwo Muzułmańskie, a w prezydenckich - kandydat wywodzący się z tego ruchu. W Tunezji u władzy od zeszłego roku jest umiarkowanie islamistyczna Partia Odrodzenia.

Według Steinvortha Bractwo, która za czasów Mubaraka było zdelegalizowane, "ma wieloletnie doświadczenie z radzeniem sobie z autorytarnymi rządami, ale nie ma pojęcia na temat wolności i pluralizmu".

Zdanowski uważa jednak, że Bractwo jest bardzo naturalną opcją polityczną w Egipcie i w środowisku islamu. Podobnego zdania jest ekspert amerykańskiego think tanku Council on Foreign Relations Reza Aslan, który podkreśla, że duża część społeczeństwa egipskiego jest konserwatywna i chce, by islam odgrywał wpływową rolę w ich życiu, polityce i sposobie rządzenia. Zwolennicy islamistów to osoby "słabiej wykształcone, pobożne i czujące niepokój w związku ze świeckim kierunkiem, który nadawały krajowi poprzednie władze" - mówi w wywiadzie dla Council on Foreign Relations ekspertka ds. Bliskiego Wschodu Marina Ottaway.

Według Aslana na korzyść islamistycznych partii przemawiało to, że były one najlepiej zorganizowane i miały reputację nieskorumpowanych sił opozycyjnych.

Ponadto programy rozwojowe propagowane i realizowane przez tzw. sekularystów, m.in. przez Mubaraka, zawiodły. Bractwo, które przez lata pomagało najuboższym, "wyrosło na niepowodzeniach władz w zakresie budowy domów, tworzenia miejsc pracy, usprawniania systemów nauczania" - tłumaczy Zdanowski.

W ostatnich tygodniach sprzeciw nieislamskiej opozycji wzbudził projekt konstytucji, opracowany przez konstytuantę zdominowaną przez islamistów. W pospiesznie przygotowanej nowej ustawie zasadniczej utrzymany został zapis o "zasadach szariatu" (prawa muzułmańskiego) jako głównego źródła prawa. Ten sam zapis zawierała poprzednia konstytucja. "Wśród Egipcjan i w większości krajów arabskich tak naprawdę dopiero zaczyna się dyskusja na temat tego, czy państwo powinno być ideologicznie neutralne, czy też powinno narzucać obywatelom moralność" - podkreśla Shadi Hamid z amerykańskiego think tanku Brookings.

Zdanowski przewiduje, że w Egipcie zapanuje większy konserwatyzm formalny ujęty w ogólnych prawach, co niekoniecznie będzie się przekładało na życie codzienne. "Będzie zrozumienie dla sytuacji kogoś, kto prowadzi sklep z alkoholem lub kogoś, kto ma bar dla cudzoziemców, w którym sprzedawany jest alkohol. Ta tolerancja będzie jednak uzależniona od grup radykalnych, czyli salafitów. Z kolei ich aktywność będzie zależała od tego, czy sytuacja materialna będzie się poprawiać, czy pogarszać" - tłumaczy Zdanowski.

Zdanowski uważa, że w interesie Zachodu, a głównie Europy, jest wspomagać Mursiego i jego programy. "W przeciwnym razie będziemy mieli dyktaturę wojskową albo rządy radykałów i irańskie modele rozwoju" - zaznacza. Uważa, że "Mursi musi działać na pograniczu prawa, żeby zapanować nad obecnym chaosem legislacyjnym i administracyjnym". Przykładem takiego działania był dekret z 22 listopada, w którym prezydent rozszerzył swoje uprawnienia i tymczasowo uniemożliwił zaskarżanie działań szefa państwa w sądach.

Według Zdanowskiego między Mursim a wojskiem, które rządziło krajem po obaleniu Mubaraka w lutym 2011 r., panuje symbioza. Obie strony obawiają się dojścia do władzy radykalnych islamistów, czyli salafitów. "Armia, która teoretycznie powinna być skłócona z Bractwem, nie ma żadnych podstaw, żeby usunąć prezydenta" - tłumaczy Zdanowski. Wojsko zadbało o swoje interesy, m.in. gwarantując sobie oddzielny budżet w nowej konstytucji. Armia ma też zapewnione dostawy sprzętu z USA.

Bractwo chce wykazać swoją siłę, głównie w Egipcie, w którym powstało, bo wie, że toczy się zacięta walka o rolę politycznego islamu, głównie w krajach, które dopiero ostatnio pozbyły się swoich dyktatorów - pisze Steinvorth. "Islamistyczne ugrupowania stoją przed wyborem: albo staną się muzułmańskimi demokratami, albo utracą swoje demokratyczne zdobycze" - podkreśla politolog Marwan Bishara w "Washington Post".

Julia Pootocka (PAP)

jhp/ kot/

wiadomości
pap
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Źródło:
PAP
KOMENTARZE
(0)