Trwa ładowanie...
Zaloguj
Notowania
Przejdź na

W Iraku potrzeba więcej wojsk USA - mówią neokonserwatyści i raport wywiadu

0
Podziel się:

Dwaj znani neokonserwatyści
amerykańscy, zwolennicy interwencji w Iraku, zaapelowali w środę
do George'a W. Busha, aby "znacznie zwiększył" liczebność wojsk
USA w tym kraju, zwłaszcza w Bagdadzie, gdyż bez tego nie uda się
osłabić przemocy, która utrudnia osiągnięcie politycznego
rozwiązania konfliktu.

Dwaj znani neokonserwatyści amerykańscy, zwolennicy interwencji w Iraku, zaapelowali w środę do George'a W. Busha, aby "znacznie zwiększył" liczebność wojsk USA w tym kraju, zwłaszcza w Bagdadzie, gdyż bez tego nie uda się osłabić przemocy, która utrudnia osiągnięcie politycznego rozwiązania konfliktu.

Apel ten zbiegł się z ujawnieniem treści tajnego raportu szefa wywiadu piechoty morskiej USA w Iraku, płka Pete Devlina, w tym jego opinii, że bez rozmieszczenia dodatkowej dywizji wojsk USA w prowincji Anbar na zachód od Bagdadu nie uda się tam stłumić sunnickiej rebelii antyrządowej. Dywizja to 16 tysięcy żołnierzy.

Apel neokonserwatystów Williama Kristola i Richa Lowry'ego oraz przeciek z raportu Devlina nastąpiły czasie, gdy decyzja o wzmocnieniu 140-tysięcznych amerykańskich wojsk ekspedycyjnych w Iraku mogłaby narazić administrację Busha na kłopoty polityczne w USA.

Około 60 procent Amerykanów uważa, że inwazja na Irak w 2003 roku była błędem. Kilka miesięcy temu administracja Busha zapowiadała nieoficjalnie, że do końca września wycofa z Iraku dwie z 14 brygad bojowych. Teraz, niecałe dwa miesiące przed wyborami do Kongresu USA, trudno byłoby jej ogłosić, że sytuacja wymaga skierowania dodatkowych kilkudziesięciu tysięcy żołnierzy.

Kristol, redaktor naczelny "The Weekly Standard", i Lowry, szef czasopisma "National Review", uważają jednak, że jest to konieczne.

We wspólnym artykule na łamach "Washington Post" piszą, że przyszłość Iraku rozstrzyga się obecnie w Bagdadzie, głównym ognisku przemocy na tle wyznaniowym, gdzie wojska amerykańskie i irackie prowadzą od przeszło miesiąca wielką operację przeciwko bojówkarzom religijnym i terrorystom, aby zapobiec otwartej wojnie domowej.

Do udziału w tej operacji dowództwo wojsk wielonarodowych skierowało dodatkowo kilka tysięcy żołnierzy USA z baz spoza Bagdadu i prowincji stołecznej, ale zdaniem Kristola i Lowry'ego to za mało.

Autorzy artykułu zwracają uwagę, że w kilku niebezpiecznych dzielnicach Bagdadu przeczesanych już przez Amerykanów przemoc wyraźnie osłabła. Jednak patrole amerykańskie powinny pozostać tam na dłużej, aby zapobiec powrotowi ekstremistów. Do przeszukiwania innych dzielnic trzeba nowych żołnierzy. Jednocześnie należy wysłać wojsko do baz, z których ściągnięto oddziały do operacji bagdadzkiej.

Kristol i Lowry argumentują, że "przemoc radykalizuje politykę". Dopiero gdy operacje wojskowe zapewnią względny spokój w Bagdadzie, możliwe będzie osiągnięcie porozumienia politycznego między obecnym rządem, zdominowanym przez szyitów, i arabską mniejszością sunnicką.

Również dopiero wtedy - tłumaczą - uda się zahamować wzrost wpływów radykalnego i antyamerykańskiego duchownego Muktady as- Sadra wśród szyitów.

"W Iraku potrzebujemy znacznie więcej żołnierzy - piszą w konkluzji Kristol i Lowry. - Wysłanie ich byłoby ze strony prezydenta odważnym aktem przywództwa, właściwą reakcją na kryzys, z jakim się zmagamy" w Iraku. (PAP)

xp/ mc/ 0471

raport
wiadomości
pap
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Źródło:
PAP
KOMENTARZE
(0)