Trwa ładowanie...
Zaloguj
Notowania
Przejdź na

W kopalni "Wujek" analizy liczby ludzi w wyrobisku i likwidacji chodników

0
Podziel się:

Eksperci badający przyczyny katastrofy w kopalni "Wujek-Śląsk" sprawdzają,
czy w chwili katastrofy w rejonie zagrożenia nie było zbyt wielu górników, a także ustalają, czy
towarzyszące ścianie chodniki były likwidowane zgodnie z planem.

Eksperci badający przyczyny katastrofy w kopalni "Wujek-Śląsk" sprawdzają, czy w chwili katastrofy w rejonie zagrożenia nie było zbyt wielu górników, a także ustalają, czy towarzyszące ścianie chodniki były likwidowane zgodnie z planem.

W wyniku zapalenia i wybuchu metanu, do którego doszło przed tygodniem w kopalni, śmierć poniosło 18 górników (w tym 12 na miejscu), a ponad 30 nadal jest w szpitalach. Większość z nich ma ciężkie poparzenia.

Sytuację w kopalni oraz informacje związane z trwającym postępowaniem wyjaśniającym przedstawili w piątek w Katowicach prezes Wyższego Urzędu Górniczego (WUG), Piotr Litwa i szef Katowickiego Holdingu Węglowego (KHW), Stanisław Gajos. "Wujek-Śląsk" jest częścią tego holdingu.

Odnosząc się do pojawiających się w mediach doniesień o tym, że towarzyszący ścianie wydobywczej chodnik mógł nie być na bieżąco, w miarę postępu ściany "rabowany", czyli likwidowany, Litwa powiedział PAP, że ta kwestia będzie wyjaśniana. Chodniki te likwiduje się po to, by nie gromadził się tam w dużych ilościach metan, co groziłoby wybuchem.

Chodnik taki prowadzony jest przed frontem ściany, a potem powinien być zlikwidowany. "W projekcie technicznym jest napisane, ile można tego chodnika utrzymywać, a jeśli utrzymywać, to na jakich zasadach, np. do dwóch metrów bez przewietrzania dodatkowego, a powyżej 2 m powinny być dodatkowe urządzenia wentylacyjne. To wszystko będzie sprawdzone" - zapowiedział Litwa.

Dodał, że podczas wizji lokalnej w kopalni wszystko to zostało zmierzone i będzie analizowane. Na razie nie wiadomo, czy chodnik był likwidowany zgodnie z planem i czy właśnie tam mógł zgromadzić się metan, który następnie zapalił się i wybuchł.

Podczas konferencji prasowej prezes KHW, Stanisław Gajos, wyjaśniał też wątpliwości związane z tym, że czujniki metanu odcięły prąd do maszyn przy feralnej ścianie o 10.11, a informację o katastrofie przekazano na powierzchnię o 10.15.

Przedstawiciele holdingu tłumaczą, że nie ma tu żadnej zwłoki bądź np. braku decyzji o wycofaniu ludzi z wyrobiska, co następuje po odcięciu prądu w wyniku przekroczenia stężenia metanu. W tym przypadku moment nagłego skoku stężenia metanu i automatycznego odłączenia prądu prawdopodobnie był jednocześnie momentem zapłonu, a zaraz potem wybuchu tego gazu. Górnicy nie mieli więc szans na ucieczkę.

"Mieliśmy do czynienia ze zjawiskiem, że ci ludzie na skutek tego co się stało po prostu nie mieli szans się wycofać, ulegli temu wypadkowi. Na tym polega dramatyzm tej sytuacji (). Nawet nie zdążyli założyć aparatów ucieczkowych, nie mieli szans na jakąkolwiek reakcję, nie mówiąc o tym, żeby mogli się wycofać" - tłumaczył prezes Gajos.

Przedstawiciele nadzoru górniczego będą też wyjaśniać, czy w zagrożonym rejonie nie było zbyt wielu ludzi, co także w mediach zarzucano kierownictwu kopalni. Prezes Gajos poinformował, że w całej kopalni na dole przebywało wówczas 608 osób, z czego 38 w tym rejonie - nie tylko przy samej ścianie, ale także w związanych z nią wyrobiskach na przestrzeni kilku kilometrów. Liczba poszkodowanych jest większa, bo część osób dotarła do tego rejonu, by pomóc poszkodowanym.

Prezes WUG Piotr Litwa potwierdził, że także w kopalni "Śląsk", która oprócz zagrożenia metanowego narażona jest również na tąpania, są wyznaczone specjalne strefy zagrożenia, gdzie obowiązują ograniczenia liczby przebywających tam osób. "Będziemy ustalali, ile osób było w tych strefach zagrożenia tąpaniami (). To element, który będzie sprawdzany" - zapewnił Litwa.

Prezes Gajos przypomniał wypowiedź szefa Okręgowego Urzędu Górniczego, Jerzego Kolasy, który po pierwszych oględzinach miejsca katastrofy ocenił, że w zakresie rozmieszczenia i sposobu funkcjonowania czujników metanometrii nie stwierdzono uchybień.

Przedstawiciele WUG po raz kolejny tłumaczyli zasady kontrolowania kopalń przez nadzór górniczy. Uczestniczący w konferencji wicepremier Waldemar Pawlak podkreślił, że ustawa o swobodzie działalności gospodarczej daje możliwość kontroli bez żadnego uprzedzenia w sytuacjach, kiedy dotyczy to zagrożeń życia i zdrowia.

Tak było m.in. w kopalni "Wujek-Śląsk" w kwietniu tego roku, kiedy WUG otrzymał od ABW informację, na podstawie doniesienia górnika, o możliwości fałszowania odczytów metanomierzy w tym zakładzie. Jak mówił Litwa, inspektorzy, którzy wówczas kontrolowali kopalnię, dopiero rano dowiedzieli się, że tam pojadą, a do dyrektora kopalni zadzwonili dopiero, gdy byli już przed jej bramą.

Litwa wyjaśnił, że część kontroli w kopalniach to kontrole planowane, w ramach wyznaczonych przez przepisy limitów. Natomiast tzw. kontrole doraźne, podejmowane nawet po anonimowych doniesieniach o nieprawidłowościach, rządzą się innymi prawami; wówczas inspektorzy wchodzą do kopalni na podstawie legitymacji służbowych. Anonsowanie takich kontroli ma aspekt wyłącznie techniczny.

"W przypadku kopalń głębinowych tej kontroli w żaden sposób nie można przyrównać do jakiejkolwiek innej kontroli, nawet w odkrywkowym zakładzie górniczym, gdy wchodzimy od razu na teren zakładu. Tu trzeba się przygotować pod względem organizacyjnym i technicznym" - powiedział prezes WUG.

"Kontroler nie zjedzie do rejonu bez zapoznania się jaki jest poziom stanu zagrożeń naturalnych - to jego podstawowy obowiązek, żeby taką analizę wykonać. Dopiero wtedy, mając pewność, że ten poziom jest właściwy, udaje się do tego rejonu z wskazaną przez kierownika ruchu osobą towarzyszącą. Takie są przepisy. To kierownik ruchu zakładu jest osobą, która na kopalni rządzi wszystkim i wszystkimi od początku do końca" - dodał Litwa.

Jego zdaniem, uprawnienia kontrolerów są bardzo szerokie, mogą np. wstrzymać ruch zakładu w całości lub części. W 2008 r. kontroli w kopalniach było ponad 10 tys., co daje ponad 25 tys. dniówek kontrolnych. "W sytuacji, gdy kontrolujemy branżę, która zatrudnia 200 tys. osób, to naprawdę bardzo dużo" - uważa prezes. Ponad 2,4 tys. razy kontrolerzy zatrzymani pracę maszyn i urządzeń lub roboty.

W ubiegłym roku inspektorzy nadzoru górniczego kontrolowali feralną ścianę 12, a w tym roku pięć razy. "To jest taka liczba kontroli, że nie ma drugiego pracodawcy, który jest tak kontrolowany" - ocenił Litwa.

Dodał, że w wyniku tych kontroli były stwierdzane przekroczenia stężeń metanu, ale wówczas były wydawane decyzje, a w oparciu o nie były podejmowane działania kierownika ruchu zakładu, który np. poprosił o pomoc specjalistów w zakresie zagrożenia metanowego, by doradzili mu jak należy prowadzić ścianę w dalszym jej biegu.

"To nie jest tak, że ta ściana nie była zagrożona - była zagrożona, była prawidłowo zaliczona do czwartej, najwyższej kategorii zagrożenia metanowego i w tej ścianie były stwierdzane podwyższone wartości stężenia metanu. Ale też były podejmowane działania organizacyjne, które miały na celu poprawę tego stanu" - uważa prezes WUG. (PAP)

mab/ wkr/ mag/

wiadomości
pap
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Źródło:
PAP
KOMENTARZE
(0)