Trwa ładowanie...
Zaloguj
Notowania
Przejdź na

Wałęsa: nie mam nic wspólnego z inwigilacją opozycji

0
Podziel się:

Lech Wałęsa oświadczył w poniedziałek, że gdy
był prezydentem Polski, nie miał nic wspólnego z inwigilacją
opozycji w pierwszej połowie lat 90., o której mówi odtajniona
przez ABW część akt z szafy płka SB i UOP Jana Lesiaka.

*Lech Wałęsa oświadczył w poniedziałek, że gdy był prezydentem Polski, nie miał nic wspólnego z inwigilacją opozycji w pierwszej połowie lat 90., o której mówi odtajniona przez ABW część akt z szafy płka SB i UOP Jana Lesiaka. *

"Gdybym miał do czynienia z poważnymi zagrożeniami, z poważnymi ludźmi, to bym się w to włączał, ale Kaczyńscy byli tak daleko niepoważni w tamtym czasie, że zajmowanie się (tym - PAP) przeze mnie byłoby śmieszne. Dlatego nie mam z tym nic wspólnego" - powiedział w poniedziałek dziennikarzom były prezydent.

Wałęsa podkreślił, że "nie do pomyślenia jest", aby on "walczący o wolność, zabraniał innym wolności".

Mówił, że w sytuacji, gdy "niepoważni ludzie typu Kaczyńscy robili demonstracje, palili kukły, wieszali różne kłamliwe plakaty i to nocą głęboką", Urząd Ochrony Państwa musiał się tym zajmować.

Wałęsa podkreślił, że UOP podlegał rządowi, a nie prezydentowi. Dodał jednocześnie, że nie przypuszcza, aby ówczesna premier Hanna Suchocka wiedziała o działaniach UOP wobec polityków prawicy.

"Ja tylko mówię, że to były nowe służby, z SB złożone w większości, więc one robiły, tak jak potrafiły. I wnioskowały, bo przecież nie rozwiązywały problemów, tylko wnioskowały i podchodziły do tego prawdopodobnie po esbecku" - dodał Wałęsa.

B. prezydent uważa, że w działalności UOP z początku lat 90. nie należy doszukiwać się złej woli. "To się dopiero tworzyło, to był dopiero początek. Dlatego tam może popełniono jakieś błędy, ale to nie była złośliwość, nie inwigilacja złośliwa, tylko próba dowiedzenia się, co się właściwie dzieje" - dodał.

W niedzielę wieczorem Wałęsa powiedział PAP, że to sami bracia Kaczyńscy byli inicjatorami i wykonawcami tej inwigilacji.

W poniedziałek tłumaczył, że Jarosław i Lech Kaczyńscy, pracując w jego kancelarii prezydenckiej, "bez przerwy szukali intryg, dywersantów, podejrzewali wszystkich". "Jeśli ktokolwiek by coś zrobił, to tylko Kaczyńscy, bo oni mieli predyspozycje do takich ciemnych działań, natomiast inni ludzie zajmowali się pracą, nie było im w głowie coś podobnego".

Wałęsa twierdzi, że obecna próba obarczania go przez premiera odpowiedzialnością za inwigilację prawicy, to zwykła "zemsta" braci Kaczyńskich za zwolnienie ich z kancelarii prezydenckiej. Podkreślił, że jak słyszy dziś ten zarzut, to mu "ręce opadają". "Gdyby były pojedynki, to wiedziałbym jak to załatwić (...). To są mali ludzie w dużych butach" - dodał.

Były prezydent powtórzył także swoją niedzielną wypowiedź, że "ludzie z tej grupy" chcieli go internować na początku lat 90. Nie ujawniając szczegółów, Wałęsa ponownie odesłał do najnowszej książki gen. Edwarda Wejnera "Wojsko i politycy bez retuszu". Zdradził jedynie, że o zamiarze powtórnego internowania go dowiedział się już po zakończeniu prezydentury. "Roześmiałem się w twarz" - odpowiedział zapytany, jak wówczas zareagował na tę informację.

Generał Wejner, który w poniedziałek przed południem spotkał się z byłym prezydentem w jego gdańskim biurze, nie chciał zdradzić, kto miał zamiar internować w latach 90. Wałęsę. Odpowiedział jedynie, podobnie jak były prezydent, że odpowiedź na to pytanie znajduje się w książce. Wejner od sierpnia 1985 r. do maja 1992 r. był dowódcą Nadwiślańskich Jednostek Wojskowych Ministerstwa Spraw Wewnętrznych. (PAP)

rop/ ura/ woj/

wiadomości
pap
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Źródło:
PAP
KOMENTARZE
(0)