Trwa ładowanie...
Zaloguj
Notowania
Przejdź na

Wassermann zeznawał przed hazardową komisją śledczą

0
Podziel się:

Poseł PiS, b. koordynator ds. służb specjalnych Zbigniew Wassermann
zeznawał w poniedziałek przed komisją śledczą ds. wyjaśnienia afery hazardowej. Po siedmiu
godzinach jawnego przesłuchania komisja zdecydowała, że spotka się z posłem PiS także w trybie
niejawnym - we wtorek 5 stycznia. Przed komisją miała zeznawać w poniedziałek też posłanka PiS
Beata Kempa, ale jej przesłuchanie zostało przesunięte również na przyszły wtorek.

Poseł PiS, b. koordynator ds. służb specjalnych Zbigniew Wassermann zeznawał w poniedziałek przed komisją śledczą ds. wyjaśnienia afery hazardowej. Po siedmiu godzinach jawnego przesłuchania komisja zdecydowała, że spotka się z posłem PiS także w trybie niejawnym - we wtorek 5 stycznia. Przed komisją miała zeznawać w poniedziałek też posłanka PiS Beata Kempa, ale jej przesłuchanie zostało przesunięte również na przyszły wtorek.

Efektem poniedziałkowego posiedzenia komisji jest też wniosek Wassermanna do sejmowej Komisji Etyki Poselskiej o ukaranie posła PO Jarosława Urbaniaka w związku z jego wypowiedzią na posiedzeniu komisji sugerującą, że poseł PiS może mijać się w zeznaniach z prawdą. Z kolei Kempa zapowiedziała, że wystąpi do Komisji Etyki o ukaranie szefa komisji śledczej Mirosława Sekuły (PO) za wypowiedzi pod jej adresem.

Wassermann - który na początku grudnia został wraz z Kempą wyłączony z komisji śledczej - stanął przed komisją jako świadek w związku z tym, że w 2007 r. jako koordynator ds. służb specjalnych zgłosił uwagi do projektu zmian w ustawie o grach losowych i zakładach wzajemnych. Wnioskujący o jego przesłuchanie posłowie PO argumentowali, że w ten sposób uczestniczył w procesie legislacyjnym, który bada komisja śledcza.

Wassermann przyznał, że "zetknął się" z opiniami do projektu nowelizacji ustawy hazardowej z maja 2007 roku przedstawionymi przez cztery z pięciu służb, których prace wtedy nadzorował: CBA, AW, ABW i SKW. Powiedział, że ówczesny szef CBA Mariusz Kamiński w piśmie do niego zawarł kilka uwag do projektu nowelizacji. Pismo to znajduje się w posiadaniu komisji śledczej.

W pierwszej uwadze szefa CBA była mowa o tym, że wykreślenie z ustawy wymogu zgody resortu finansów m.in. na zmiany w statucie i zaciąganie zobowiązań finansowych przez spółki prowadzące gry stanowiące monopol państwowy uniemożliwi państwu sprawowanie nadzoru nad działalnością w zakresie prowadzenia tych gier (gry liczbowe, loterie pieniężne, wideoloterie, telebingo). Rozwiązanie proponowane w projekcie nowelizacji doprowadziłoby do tego, że nadzór w tej kwestii sprawowałoby tylko Ministerstwo Skarbu.

Ponadto Kamiński proponował, by w nowelizacji używać sformułowania "cechy jednoznacznie identyfikujące dokument" zamiast "cechy dokumentu" oraz rozważyć, czy wprowadzenie trybu odwoławczego od decyzji naczelnika urzędu skarbowego nie uprościłoby procedury dotyczącej certyfikatu. Kolejna uwaga brzmiała "brak zapisu, który w swych założeniach miał spowodować obniżenie opodatkowania wideoloterii". W następnej uwadze szef CBA proponował przywrócenie 10-letniego okresu karencji dla podmiotów, którym cofnięto zezwolenie (na prowadzenie gier).

"Dwie uwagi nie budziły żadnych wątpliwości. Mieściły się bardzo wyraźnie w rozporządzeniu premiera regulującym moje kompetencje (....) Jedna z nich była taka, że sugerowałem, żeby nadzór nad rynkiem hazardowym był sprawowany nie tylko przez ministra skarbu, ale także przez ministra finansów" - powiedział Wassermann. Druga - dodał - to była propozycja, by zawarte w projekcie nowelizacji sformułowanie "cechy dokumentu" zastąpić "cechy jednoznacznie identyfikujące dokument". "Te dwie uwagi zostały przekazane (przez niego do MF). Trzy następne były uwagami, które nie powinny być przekazane, bo naruszały system prawa" - powiedział Wassermann.

"Pierwsza z nich dotyczyła zaproponowania procedury odwoławczej od decyzji urzędu finansowego i celnego.(..) To regulowała ordynacja podatkowa i kodeks postępowania administracyjnego. To by był błąd natury prawnej" - ocenił. Kolejna - według Wassermanna - sugerowała zlikwidowanie jednego z przepisów i przywrócenie 10-letniej karencji dla podmiotów i - jak ocenił - była bezzasadna. Wassermann tłumaczył, że "likwidacja tego artykułu nie przywraca 10-letniej karencji, bo jej nigdy nie było w dotychczasowych zapisach". "Na tym polega bezzasadność prawna tej uwagi" - podkreślił poseł PiS.

Wassermann tłumaczył też dlaczego - mimo że w dokumencie od szefa CBA znalazł się również punkt brzmiący: "brak zapisu, który w swych założeniach miał spowodować obniżenie opodatkowania wideoloterii" - on w swoim piśmie do resortu finansów tej uwagi Kamińskiego o opodatkowaniu wideoloterii nie zawarł. "Projekt nie przewidywał takiej instytucji. W związku z tym nie było sensu tego typu uwagi, która ani nie była postulatem: +należy przywrócić podatek+ albo +konieczne jest zapisanie podatku+. To było stwierdzenie: +nie ma w tym projekcie tego typu rozwiązania+" - powiedział Wassermann.

Posłowie dalej jednak dociekali dlaczego Wassermann nie przekazał tej uwagi w swojej opinii do MF, czy konsultował ją z szefem CBA, czy brak takiego zapisu był korzystny, czy niekorzystny dla budżetu państwa oraz właścicieli kasyn. Bartosz Arłukowicz (Lewica) chciał również wiedzieć, czy - w opinii Wassermanna - ewentualna obniżka podatku od wideoloterii mogła być niekorzystna dla budżetu państwa.

Wassermann powtórzył, że w projekcie noweli nie było mowy o opodatkowaniu wideoloterii, więc nie zajmował się ewentualnymi skutkami obniżki podatków od tego typu gier. "To byłoby nieuzasadnione w sytuacji, gdy projekt nie przewiduje takiej instytucji. To jest bardzo dobre zadanie dla ministra finansów, a nie dla ministra-koordynatora" - powiedział Wassermann.

W podobny sposób odpowiedział na pytanie, czy pominięcie uwagi dotyczącej opodatkowania wideoloterii mogło być korzystne dla firm prowadzących kasyna. "Wideoloterie zostały w 2003 roku wprowadzone do ustawy, ale w taki sposób, że nie dało się ich nigdy uruchomić; wideoloterie miały być monopolem Skarbu Państwa, Totalizatora Sportowego. I tylko w takich kategoriach jest sens rozmowy o wideoloteriach. Ten projekt, który był opiniowany, w ogóle tego nie dotykał" - powiedział Wassermann.

Wielokrotnie pytany o sprawę uwag szefa CBA wciąż odpowiadał, że trzy uwagi przedstawione przez Kamińskiego były bezpodstawne z punktu widzenia prawa, kolidowały z istniejącymi już zapisami prawa i nie miały uzasadnienia. Dodał ponadto, że jako koordynator ds. służb specjalnych nie czuł się kompetentny, by sugerować ministrowi finansów wysokość stawek podatkowych. "Służby nie mogły pouczać ministra, jaki podatek ma być w ustawie" - mówił.

Kolejną kwestią, o którą pytali śledczy, była sprawa Zbigniewa Macioszka, doradcy prywatyzacyjnego w gabinecie politycznym Wassermanna, a konkretnie jego zatrudnienia w zarządzie Casinos Poland. Posłowie dociekali, kiedy Macioszek został tam zatrudniony i czy Wassermann pomógł mu zdobyć tę posadę. Poseł PiS zapewnił, że nie podejmował żadnych działań w sprawie zatrudnienia swojego byłego doradcy - w zarządzie Casinos Poland. "Nie wiedziałem, co się z nim dzieje, gdy mój zespół się rozpadł. Gdy przegraliśmy wybory, ci ludzie szukali sobie pracy" - powiedział poseł PiS.

Jarosław Urbaniak (PO) pytał Wassermanna, "co było przedmiotem spotkania", w którym - według posła Platformy - uczestniczyli: Wassermann - wówczas jako koordynator ds. służb specjalnych oraz prezes Casinos Poland i ówcześni prezesi firm udziałowców Casinos Poland, czyli PLL LOT i Portów Lotniczych. "Czy padła propozycja zatrudnienia pana Macioszka jako członka zarządu Casinos Poland (...) Czy rozmawiano o członkostwie w zarządzie Casinos Poland pana Macioszka?" - dopytywał Urbaniak.

"Nie rozmawialiśmy o członkostwie pana Macioszka" - odpowiedział Wassermann. Pytany, co było przedmiotem tego spotkania, Wassermann powiedział, że dotyczyło ono "problemu zadłużenia spółki skarbu państwa (Casinos Poland - PAP) i sygnalizacji, że (...) gdyby panowie uzgodnili między sobą wspólne działanie, można by nie dopuścić do upadku tej spółki skarbu państwa". "Sprawa była przedstawiana jako zagrożenie dla bytu spółki" - dodał.

Wyjaśniał, że to "spotkanie miało pokazać czego rzecz dotyczy, a jak się okazało, to odesłał tych ludzi do ministra infrastruktury". Jak tłumaczył, spotkanie z szefami Casinos Poland, PLL Lot i Portów Lotniczych "spowodowało jego (Wassermanna - PAP) rozmowę z ministrem infrastruktury". "Prosiłem, aby w ramach tych trzech podmiotów skarbu państwa próbowali rozwiązać tę sprawę" - zaznaczył poseł PiS.

Dopytywany, czy Macioszek uczestniczył w jego spotkaniu z szefami Casinos Poland, PLL LOT i Portów Lotniczych, Wassermann odpowiedział, że wedle jego wiedzy nie uczestniczył. Nie pamiętał także terminu tego spotkania. Jak mówił, ślad musi być w Kancelarii Premiera. Pytany przez Urbaniaka, czy nie było dla niego istotne, że jego doradca został zatrudniony w jednej z największych spółek hazardowych w Polsce, Wassermann odparł, że nie ma obowiązku śledzić losów ludzi, którzy kiedyś z nim pracowali. Zapewnił też, że "do momentu, aż prasa upubliczniła ten fakt (że Macioszek zasiada w zarządzie Casinos Poland - PAP), nie wiedział, co dzieje się z panem Macioszkiem".

Z kolei Sławomir Neumann (PO) pytał Wassermanna, czy podległe mu służby specjalne starały się bronić proces legislacyjny nad zmianami w ustawie hazardowej przed ewentualną korupcją. B. koordynator odparł, że służby włączają się z działaniami operacyjno-rozpoznawczymi, gdy jest powód, a takiego - jak dodał - wówczas mu nie sygnalizowano.

Wassermann zeznał też, że nie wie, by CBA prowadziło jakiekolwiek działania po tym, jak na początku sierpnia 2006 r. otrzymało notatkę ówczesnego szefa Komitetu Stałego Rady Ministrów Przemysława Gosiewskiego, w której była mowa m.in. o "uwikłaniu" jednego z departamentów Ministerstwa Finansów.

Chodzi o notatkę, która powstała po spotkaniu w lipcu 2006 r. Gosiewskiego z ówczesnym wiceszefem klubu PiS Krzysztofem Jurgielem oraz ówczesną p.o. zastępcą dyrektora departamentu służby celnej w MF Anną Cendrowską. Gosiewski - za pośrednictwem Jurgiela - otrzymał wtedy projekt zmian w ustawie hazardowej, który skierował do zaopiniowania przez resort finansów.

W notatce napisano, że Jurgiel otrzymał ten projekt od ówczesnego wiceministra finansów Mariana Banasia z prośbą o skierowanie go jako projektu klubowego, a powodem tego jest "fakt, że departament zajmujący się grami losowymi jest +uwikłany+" i "złożenie tego projektu jako przedłożenia rządowego byłoby w związku z tym niemożliwe, a jego ocena stronnicza". W posiadaniu komisji śledczej jest zarówno ta notatka, jak i dołączona do niej adnotacja ówczesnego premiera Jarosława Kaczyńskiego, by przekazać ją Mariuszowi Kamińskiemu i CBA.

"Nie jest mi wiadomym (...) nigdzie nie występowałem w tych spotkań, w żadnym z tych spotkań wskazanych w notatce (Gosiewskiego - PAP), notatka nie ma żadnego rozdzielnika na ministra-koordynatora, ja po prostu nie miałem żadnej wiedzy o tym" - odpowiedział Wassermann na pytanie Bartosza Arłukowicza (Lewica). Jak dodał, o istnieniu notatki dowiedział się zasiadając już w komisji śledczej badającej tzw. aferę hazardową.

Wassermann ocenił, że CBA powinno sprawdzić, "jak się ma treść notatki (Gosiewskiego) do rzeczywistości", a "jeżeliby stwierdziło, że nie ma żadnego zagrożenia, to notatkę zarchiwizować". Polityk PiS zaapelował ponadto, by "poddać pod rozwagę" datę stworzenia notatki Gosiewskiego (2 sierpnia 2006 r.) i datę wejścia w życie ustawy o CBA (było to 24 lipca 2006 r. - PAP).

Odpowiadając na pytanie Arłukowicza polityk PiS powiedział też, że nie ma wiedzy na temat przypadków niszczenia przez służby specjalne dokumentów innych niż takie, których niszczenie nakazuje prawo "w określonym czasie bądź przestrzeni". "Czy to jest możliwe, to jest bardzo teoretyczne pytanie, mogę powiedzieć, że w świetle prawa nie, bo byłoby to naruszenie prawa. Nie można niszczyć dokumentów, które mogą mieć pewne znaczenie" - podkreślił.

Wassermann zeznał też, że nie ma wiedzy o jakichkolwiek czynnościach podjętych przez CBA w związku z procesem legislacji tzw. ustaw hazardowych. Stwierdził jedynie, że "był jakiś problem z Totalizatorem Sportowym, ale bardziej związany z torami wyścigów konnych". "Ale nie łączę tego z hazardem, łączę to z Totalizatorem" - dodał.

Arłukowicz pytał również posła PiS, czy kiedykolwiek skorzystał z prawa do tego, by żądać od szefów ABW, Agencji Wywiadu i CBA informacji, dokumentów i sprawozdań dotyczących działań prowadzonych w zakresie ustaw hazardowych lub Totalizatora. "W zakresie ustawy hazardowej nie, bo mogłem z niego korzystać wówczas, gdybym miał wyraźny sygnał, że zostaje naruszone prawo i rzecz wymaga mojego zbadania" - zaznaczył Wassermann.

Dodał, że nie pamięta, by żądał informacji dotyczących Totalizatora Sportowego. "Totalizatora - jak powiedziałem - kojarzę z torem wyścigów konnych i bardziej zagrożenie polegało na tym, że ktoś chciał zarobić duże pieniądze sprzedając nieruchomość, a nie łączy się to z tematem prac komisji w sensie gier hazardowych" - powiedział. Wassermann dodał, że nie miał "sygnału, że dzieje się taka sytuacja, która wymaga ingerencji, bo zagrożone jest bezpieczeństwo państwa".

Arłukowicz złożył wniosek o przekazanie przez Agencję Bezpieczeństwa Wewnętrznego wszystkich dokumentów związanych z działaniami Agencji prowadzonymi wobec Totalizatora Sportowego oraz dotyczących prac legislacyjnych nad projektem zmian w ustawie o grach i zakładach wzajemnych. Wassermann zwrócił uwagę, że podobny wniosek złożył, gdy był jeszcze członkiem komisji hazardowej.

Odpowiadając na pytania posłów Wassermann wyjaśniał też dlaczego znajdująca się w posiadaniu komisji analiza CBA z czerwca 2007 r. - dotycząca sytuacji wokół prac nad projektem zmian w ustawie hazardowej - nie dotarła do niego jako ministra-koordynatora. Mówił, że analiza ta "nie kończyła się żadnym wnioskiem, z którego wynikałoby, że trzeba uruchomić dalsze czynności". "W ocenie szefa CBA, za czasów którego analiza została wytworzona (Mariusza Kamińskiego), była ona bezwartościowa. To tyle na uzasadnienie dlaczego to nie dotarło do mnie" - podkreślił poseł PiS. Jak dodał, "dzisiaj znając treść tej analizy uważa, że nie powinna dotrzeć, bo wtedy by się dostało szefowi służby za taką jakość pracy".

Po serii pytań posła Urbaniaka Wassermann zapowiedział, że złoży wniosek do komisji etyki poselskiej i rozważy "powiadomienie organów ścigania" w związku z wypowiedzią posła PO, który zarzucił mu, że podczas zeznań może mijać się z prawdą. Z kolei Urbaniak wnioskował o przesłuchanie Wassermanna w trybie niejawnym ponieważ - jak tłumaczył - konieczne jest skonfrontowanie wypowiedzi świadka z niejawnymi dokumentami.

Urbaniak pytał Wassermanna o to, czy zna Tomasza Malarza. "Nie przypominam sobie takiego nazwiska" - odpowiedział Wassermann. "A jeśli okazałoby się, że Tomasz Malarz jest oficerem ABW, powinien pan pamiętać czy nie?" - dopytywał poseł PO. Wassermann nadal utrzymywał, że nie pamięta nazwiska Malarz.

"Mam wątpliwości co do prawdomówności pana Wassermanna w czasie całego dzisiejszego przesłuchania" - zareagował na to Urbaniak. Dodał, że jest dla niego oczywiste, że Wassermann - gdy był członkiem komisji śledczej - "wyłowił" nazwisko Malarza, który ma stanąć przed komisją jako świadek.

Urbaniak powiedział, że według wiedzy, którą posiadł w tajnej kancelarii, "świadek Wassermann mija się z prawdą". "Jak mogę skonfrontować odpowiedzi pana Wassermanna z dokumentami, które mają klauzulę ściśle tajne?" - zadał pytanie sejmowym prawnikom Urbaniak. "To nadużycie, którego dopuszcza się pan poseł, wynika nie tylko z niewiedzy. To jest politycznie motywowana akcja, która ma wykazać, że kłamię" - odpowiedział Wassermann.

Do ostrej wymiany zdań doszło po kolejnej serii pytań Urbaniaka. W jednym z nich poseł PO dociekał, czy b. koordynator ds. specsłużb zapoznał się, w lipcu 2006 r., z raportem Departamentu Bezpieczeństwa Publicznego amerykańskiego stanu Teksas o działalności spółki GTech. Jak mówił Urbaniak, w raporcie była m.in. mowa o "dziwnych zabiegach" tej spółki "na terenie czterech krajów, w tym w Polski", a także "wspomniano o wynagrodzeniu w wysokości 20 milionów dolarów dla pana doktora Blassa, stwierdzając także w tym raporcie, że nie znaleziono jakiejkolwiek działalności pana Blassa, a pan Blass przed komisją stwierdził, że monitorował rząd polski".

Puls Biznesu pisał w lutym 2007 r., że Józef Blass to tajemniczy konsultant, któremu GTech za zdobycie wartego 300 mln USD 10-letniego kontraktu z Totalizatorem Sportowym na obsługę on-line sieci lottomatów zapłacił aż 20 mln USD". Blass - pisał "PB" - "miał m.in. monitorować polski rząd; na co naprawdę poszło te 20 mln USD, sprawdzają amerykańskie i polskie organy ścigania".

Wassermann odpowiedział, że "ani w stanie Texas, ani na Grenlandii, ani w Arktyce nie miał wiedzy tak daleko sięgającej". "Ale nadużycie polega na takim bardzo przemyślanym działaniu przez pana Urbaniaka, obrzucania mnie pewnymi zarzutami, bo bardzo łatwo było z tego wysnuć taki wniosek, że pan Urbaniak mnie stawia w roli osoby, która powinna się bronić, a ja po prostu cały czas mogę tylko współczuć, że taką wiedzą i w taki sposób pan, panie pośle, zadaje pytania" - mówił poseł PiS.

"Nie ma pan" - zwrócił się Wassermann do Urbaniaka - "żadnych skrupułów ani problemów z tym, żeby mówić o rzeczach, które są kilometrami od tego, co ustala komisja". "Pytanie mnie o Texas w 2006 roku i o śledztwo z 2001 roku ma się tak jak sprawa +afery PiS+ do sprawy - panie pośle - afery hazardowej, którą koniecznie chcecie ukryć. Chciałem być daleki od ocen, ale prowokuje pan bez przerwy, a pan przewodniczący na to pozwala, niestety" - ocenił Wassermann. "Zacznijcie panowie cokolwiek wyjaśniać, sprawdzać, bądźcie odpowiedzialni za słowo, które wypowiadacie publicznie, bo tego się od was oczekuje" - apelował do posłów komisji śledczej. "Panie pośle Urbaniak, straciłem całkowity szacunek do polityki, do polityków, dlatego że pan reprezentuje to środowisko" - dodał Wassermann.

Jeszcze przed rozpoczęciem przesłuchania, w swobodnej wypowiedzi, Wassermann powiedział, że nie ma się czego wstydzić i z czego tłumaczyć, gdyż wykonywał swoje obowiązki jako minister-koordynator służb specjalnych. Zaś po tym, gdy Sekuła odczytał mu prawa jakie mu przysługują jako świadkowi, poseł PiS stwierdził, że nie będzie z nich korzystać, gdyż na sali nie ma ekspertów prawa.

Zaznaczył, że dlatego nie skorzysta z prawa do złożenia wniosku o wyłączenie ze składu komisji przewodniczącego Sekuły. Jak stwierdził, dla zdominowanej przez PO komisji niewystarczający będzie bowiem fakt, gdy Sekuła "pełnił odpowiedzialną funkcję przewodniczącego komisji finansów publicznych, odwiedził go przedstawiciel rynku hazardowego i zaproponował łapówkę za korzystne rozwiązania legislacyjne". "On przyszedł do pana w określonych interesach związanych z ustawą. Pan nie zareagował; nie mamy gwarancji, że ten człowiek, a dla nich walizka pieniędzy nie jest problemem, nie będzie znowu pana niepokoił" - powiedział Wassermann.

Powiedział też, że nie złoży wniosku o wykluczenie z komisji Urbaniaka, za to, że "we wrześniu 2007 roku brał udział w pracach nad ustawą, która dotyczyła podniesienia zryczałtowanego podatku ze 125 do 180 euro na automaty o niskich wygranych". "Był (Urbaniak - PAP) w grupie tych posłów Platformy, którzy bardzo optowali za poprawką i ta poprawka przeszła. Skutkiem tej poprawki było to, że ta ustawa weszła w życie dopiero po kilku miesiącach z określonymi szkodami dla budżetu państwa" - dodał.

Urbaniak pytał potem Wassermanna, dlaczego mija się z prawdą mówiąc o jego czynnym udziale w procesie legislacyjnym tej ustawy. Polityk PiS stwierdził jednak, że nie mija się z prawdą i ma wiedzę, którą - jak sądzi - "potwierdzą świadkowie przed komisją".

Wassermann w swoim oświadczeniu przed przesłuchaniem skrytykował prace komisji hazardowej. Zarzucił, że mało robi na posiedzeniach, a wiele na konferencjach prasowych. Przeprosił też Polaków, że nie dano mu było uczestniczyć w wyjaśnianiu jednej z poważniejszych afer, że nie dość aktywnie i niewystarczająco skutecznie zapobiegał manipulowaniu tą sprawą i za to, że dopuścił, iż dzisiaj ci, którzy "powinni zdawać przed tą komisją relacje, z podniesionym czołem chodzą po Sejmie". "Sądem, którego się nie da nastraszyć, sądem, którego się nie da przekupić i okłamać są Polacy. Oni mają potężną broń w rękach i o tym przekonali się już członkowie rządzącej partii SLD" - dodał.

Oburzona tokiem i organizacją prac komisji śledczej była też Kempa, która w poniedziałek od godz. 13 czekała na swoje przesłuchanie. "Od początku było wiadomo, że skoro zamierzacie państwo urządzić tę hucpę polityczną, to trzeba było zaprosić mnie na określoną godzinę. Czekałam od godz. 13, z jedną przerwą do toalety. Można łatwo policzyć ile to jest godzin" - mówiła Kempa po ogłoszeniu decyzji o przełożeniu jej przesłuchania.

Jako skandaliczne oceniła przesłuchanie Wassermanna. "To co państwo dzisiaj wyprawialiście z posłem Wassermannem, z wyjątkiem posłów Arłukowicza i Stefaniuka, odbieram jako skandaliczne. Jeżeli będziecie wobec mnie stosowali takie same metody przesłuchania, to może być metoda zastraszania świadka. To co oglądałam, to było straszne. Podobne sytuacje oglądałam w filmach o latach 50. Nie życzę sobie tego" - oświadczyła Kempa.

Zapowiedziała też wniosek do Komisji Etyki przeciwko Sekule w związku z jego wypowiedziami pod jej adresem w poniedziałkowych Sygnałach Dnia. Wyraziła nadzieję, że szef komisji śledczej wyłączy się z jej przesłuchania, a tuż po tym jak komisja skończy ją przesłuchiwać, wezwie na świadka b. szefa klubu PO Zbigniewa Chlebowskiego. "Cała Polska nie może się doczekać, kiedy zaczniecie wyjaśniać aferę hazardową" - dodała Kempa. (PAP)

pat/ ajg/ tgo/ mkr/ mzk/ mok/ gma/

wiadomości
pap
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Źródło:
PAP
KOMENTARZE
(0)