Trwa ładowanie...
Zaloguj
Notowania
Przejdź na

We wtorek wyrok ws. śmierci pacjenta odesłanego z izby przyjęć

0
Podziel się:

We wtorek zapadnie wyrok w procesie dr Artura B. oskarżonego o narażenie
życia pacjenta, który sześć lat temu zgłosił się na izbę przyjęć jednego ze stołecznych szpitali.
Wojskowy Sąd Okręgowy w Warszawie wysłuchał w poniedziałek mów końcowych w tej sprawie.

We wtorek zapadnie wyrok w procesie dr Artura B. oskarżonego o narażenie życia pacjenta, który sześć lat temu zgłosił się na izbę przyjęć jednego ze stołecznych szpitali. Wojskowy Sąd Okręgowy w Warszawie wysłuchał w poniedziałek mów końcowych w tej sprawie.

Pacjent zasłabł niedługo po wyjściu od lekarza, zmarł kilka miesięcy później. Prokuratura i rodzina pacjenta domagają się dla oskarżonego kary dwóch lat więzienia w zawieszeniu i dwuletniego zakazu wykonywania zawodu. "Lekarz, który lekceważy pacjentów, jest niebezpieczny" - mówiła przed sądem żona zmarłego.

Obrona chce uniewinnienia lekarza. "Między zachowaniem lekarza, a późniejszym pogorszeniem stanu zdrowia nie ma związku" - mówił broniący oskarżonego mec. Jakub Wende. Dodał, że nie można było przewidzieć zapaści z powodu niewydolności krążenia po wyjściu pacjenta z izby przyjęć, a wizyta chorego w tej izbie związana była z innym schorzeniem.

Zdarzenie miało miejsce w sierpniu 2005 r.. Emerytowany policjant Jan G. trafił wtedy na izbę przyjęć wojskowego szpitala przy ul. Szaserów w Warszawie; został tam skierowany przez lekarza pierwszego kontaktu. Dr Artur B. - lekarz z wieloletnim doświadczeniem i drugim stopniem specjalizacji - po konsultacji odesłał pacjenta do domu. Jednak już w drodze powrotnej mężczyzna zasłabł i musiał być reanimowany. Trafił do innego szpitala, na oddział intensywnej terapii, już nigdy nie odzyskał przytomności.

Według prokuratury lekarz naraził życie pacjenta w sposób umyślny - nie zlecając potrzebnych badań, godził się na ewentualne negatywne skutki dla zdrowia Jana G.

"Zarzucanie, że - mówiąc zwyczajnie - lekarz olał pacjenta, jest nieuczciwością" - odpierał zarzut mec. Wende. Dodał, że skierowanie pacjenta dotyczyło problemów z przewodem pokarmowym i "nie można wymagać, żeby każdemu pacjentowi, który trafi na izbę przyjęć, przeprowadzać wszystkie badania, bo a nuż coś wyjdzie".

Pełnomocnik rodziny zmarłego, mec. Jerzy Krzywicki wskazywał jednak, że skierowanie wydane przez lekarza pierwszego kontaktu dotyczyło także problemów z krążeniem. "Błąd lekarza wynikał z faktu, że nie przeczytał on przywiezionej przez pacjenta dokumentacji, a w aktach pacjenta była ważna informacja, która powinna uczulić lekarza, że Jan G. jest poważnie chory" - mówił adwokat. Według oskarżenia objawy niewydolności krążenia u pacjenta były wyraźne, dlatego lekarz przede wszystkim powinien zlecić badanie EKG. Tymczasem, zdaniem mec. Krzywickiego, lekarz uznał, że na udzielenie pomocy będzie jeszcze czas, a pacjent skoro był policjantem to powinien zgłosić się do szpitala MSWiA.

"Pacjent był przeze mnie pół godziny badany, nie miał objawów niewydolności serca, większość rzeczy podnoszonych przez oskarżenie jest natury emocjonalnej" - mówił z kolei oskarżony Artur B.

WSO rozpatruje tę sprawę już po raz drugi. W grudniu 2008 r. lekarz został skazany za nieumyślne narażenie pacjenta na 10 miesięcy ograniczenia wolności w zawieszeniu na rok. Wyrok w lipcu 2009 r. uchyliła po apelacji Izba Wojskowa Sądu Najwyższego. SN wskazał, że w pierwszym wyroku WSO m.in. nie ustosunkował się do części opinii biegłych, bez uzasadnienia pominął także niektóre z wyjaśnień członków rodziny zmarłego pacjenta.

Marcin Jabłoński (PAP)

mja/ abr/

wiadomości
pap
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Źródło:
PAP
KOMENTARZE
(0)