Było to pełne zaskoczenie dla nas wszystkich; to świadectwo ery mobilnego internetu i efekt Wikileaks - tak rozwój wydarzeń w Libii ocenił w środę wiceminister spraw zagranicznych Jacek Najder w czasie posiedzenia sejmowych komisji spraw zagranicznych i obrony.
"Nie wiemy, jak i kiedy to się skończy i jak wpłynie na mapę polityczną tej części świata" - dodał wiceminister pytany przez Nelly Rokitę (PiS), jakie jest polskie stanowisko w sprawie tych wydarzeń. Zasugerował, by podjąć próbę zwołania specjalnego posiedzenia sejmowej komisji spraw zagranicznych, poświęconego tylko temu tematowi.
"11 marca będzie nadzwyczajne posiedzenie Rady Europejskiej o sytuacji w Libii - to pokazuje wagę i znaczenie oraz determinację przyjęcia wspólnego stanowiska. Faktem jest, że jak się obserwowało reakcje różnych krajów, można było zadać sobie pytanie, czy jest wspólna polityka zagraniczna - Francja, Wielka Brytania, Włochy i Niemcy prezentowały różne stanowiska. To, co się dzieje, to test, sprawdzian koncepcji wysokich przedstawicieli UE ds. obrony i spraw zagranicznych" - mówił w środę Najder.
Próbując udzielić odpowiedzi na pytanie o ocenę sytuacji w Libii, Najder przyznał, że "było to pełne zaskoczenie dla wszystkich - także tych, którzy mają swe bezpośrednie zainteresowanie w tym temacie - np. Izraela". "Na pewno sprawa strefy wpływów, interesów, tego w którą stronę te kraje będą się kierować, jest niewiadomą" - dodał wiceszef MSZ.
Zarazem zaznaczył on, że "pomimo obaw o mocne wpływy islamu, nigdzie nie są to siły wiodące - jest to w tle". "Są to protesty będące świadectwem ery mobilnego internetu - ruchy rozproszone, organizujące się wokół haseł z Twittera i smsów" - powiedział.
Najder uważa ponadto, że na rozwój i przebieg wydarzeń w regionie wpływ ma arabskojęzyczny kanał telewizyjny Al-Dżazira. "Nie do przecenienia jest też wpływ przecieków z Wikileaks i ocen dotyczących stanu gnicia tych reżimów - takie to wywołało reakcje społeczne" - ocenił. (PAP)
wkt/ itm/ gma/