Prezydent USA Barack Obama przybył w piątek do Jordanii, która jest ostatnim etapem jego czterodniowej podróży na Bliski Wschód. Rozmowy z jordańskim królem Abdullahem II mają dotyczyć głównie sprawy uchodźców z Syrii, których liczba zbliża się do 440 000.
Abdullah II, ważny sojusznik USA na Bliskim Wschodzie, obawia się, że napływ uchodźców z Syrii terroryści mogą wykorzystać do utworzenia własnych baz w Jordanii.
Ostatniego dnia pobytu w Izraelu i Autonomii Palestyńskiej Obama złożył krótką wizytę w Betlejem na Zachodnim Brzegu, gdzie odwiedził Bazylikę Narodzenia Pańskiego.
Do Betlejem amerykański prezydent musiał pojechać samochodem, ponieważ niski pułap chmur i burza piaskowa uniemożliwiły podróż śmigłowcem. Obama przybył na miejsce z dużym opóźnieniem, ponieważ jego rozmowa w czasie obiadu z izraelskim premierem Benjaminem Netanjahu trwała o godzinę dłużej, niż planowano.
Prezydencki konwój, złożony z dwudziestu samochodów, musiał przejechać przez bramę w izraelskiej "barierze bezpieczeństwa" dzielącej Izrael od Zachodniego Brzegu, która przed Betlejem staje się betonowym murem o wysokości 8-9 metrów.
Przed przyjazdem Obamy palestyńskie i izraelskie służby bezpieczeństwa usunęły publiczność - około 300 Palestyńczyków i zagranicznych pielgrzymów - z Placu Żłóbka przed bazyliką.
Przed samym wejściem do sanktuarium grupa palestyńskich dzieci powitała prezydenta USA amerykańskimi i palestyńskimi chorągiewkami.
W bazylice na Obamę oczekiwał palestyński prezydent Mahmud Abbas, z którym prezydent USA spotkał się poprzedniego dnia w Ramallah, siedzibie władz Autonomii Palestyńskiej.
Uczestniczką spotkania w bazylice, gdzie prezydent USA spędził niespełna pół godziny, była również burmistrz Betlejem Wera Babun. Wyraziła nadzieję, że amerykański prezydent po tym, co widział w Palestynie, będzie w stanie zrewidować swe spojrzenie na konflikt izraelsko-palestyński.
Wcześniej tego samego dnia Obama w towarzystwie Netanjahu i prezydenta Szimona Pereza odwiedził grób twórcy współczesnego ruchu syjonistycznego Teodora Herzla, zmarłego w 1904 r. i byłego izraelskiego premiera Icchaka Rabina, zamordowanego w 1995 r.
Obama złożył także wizytę w muzeum Yad Vashem, gdzie wyraził przekonanie, że "silne państwo żydowskie jest gwarancją, iż Holokaust nigdy więcej się nie powtórzy".
Samolot prezydencki Air Force One wystartował z lotniska Ben Guriona koło Tel Awiwu do Ammanu z godzinnym opóźnieniem. Opóźnienie sprawiło, że zrezygnowano z ceremonii pożegnalnej. Ograniczyła się do tego, że prezydent i premier Izraela odprowadzili prezydenta USA pod trap jego samolotu.
Jak podał kanał 2 telewizji izraelskiej, samolot prezydencki odbywał krótki lot do Jordanii na stosunkowo małej wysokości, aby Obama mógł naocznie stwierdzić, jak wąski jest pas ziemi izraelskiej między miastami Tel Awiw i Netanija.
Jeden z historycznych argumentów, na jakie powołuje się Izrael, aby odrzucać postulat powrotu do granic z 1967 roku, jest twierdzenie, że ten pas ziemi jest za wąski, aby Izrael mógł w przypadku wojny zapobiec "rozerwaniu" jego terytorium na pół.
Celem pierwszej wizyty Obamy w Izraelu i Autonomii Palestyńskiej podczas jego drugiej kadencji prezydenckiej było wysłuchanie argumentów obu stron przed podjęciem przez jego administrację prób doprowadzenia do wznowienia rozmów palestyńsko-izraelskich.
Ten sam cel będzie przyświecał amerykańskiemu sekretarzowi stanu Johnowi Kerry'emu, gdy w sobotę powróci do Jerozolimy i Ramallah z Ammanu, gdzie towarzyszy prezydentowi.(PAP)
ik/ kar/
13464912 13465127 13465305 13465234 13464360