Co najmniej 82 imigrantów zginęło w czwartek u brzegów włoskiej wyspy Lampedusa , gdy statek, którym płynęli z Libii stanął w płomieniach i przewrócił się. Na pokładzie byli głównie uciekinierzy z Erytrei i Somalii. 250 osób uważa się za zaginione.
Uratowano ponad 150 rozbitków.
To tragedia bez precedensu - mówią lekarze na włoskiej wyspie, gdzie - jak informują władze - brakuje miejsc zarówno dla wyławianych ciał ofiar, jak i rozbitków, którym potrzeba jest pomoc medyczna.
Uchodźcy poinformowali, że na ich statku było około 500 osób. Bilans ofiar rośnie z minuty na minutę.
Pół mili od brzegu w czwartek rano na pokładzie jednostki z nielegalnymi imigrantami wybuchł pożar. Według karabinierów to uchodźcy podpalili koce na pokładzie, by w ten sposób mogła ich dostrzec straż przybrzeżna i przetransportować na ląd.
Gdy płomienie rozprzestrzeniły się, a statek zaczął się przewracać, ludzie wskoczyli do wody. Alarm podniosły załogi stojących w pobliżu kutrów rybackich widząc pożar i ciała ofiar unoszące się na wodzie.
Włoska policja aresztowała na brzegu jednego z rozbitków - młodego Tunezyjczyka, rozpoznanego przez uchodźców jako przemytnik, który był współorganizatorem próby przeprawy do Włoch drogą morską.
"Nie znamy rozmiarów tej tragedii, ale to potworność" - powiedziała burmistrz Lampedusy Giusi Nicolini.
Katastrofą u brzegów wyspy natychmiast zajął się włoski parlament. Deputowany formacji byłego premiera Mario Montiego, działacz katolickiej Wspólnoty świętego Idziego Mario Marazziti zaapelował w izbie, by ogłosić dzień żałoby narodowej.
Na profilu papieża Franciszka na Twitterze zamieszczono jego apel o modlitwę za ofiary tragedii. Media przytaczają też słowa papieża, który na wiadomość o tym, co się stało, powiedział: "To hańba". (PAP)
sw/ ro/