Premier Włoch Silvio Berlusconi ponownie odrzucił możliwość podania się do dymisji przed wtorkowym głosowaniem w Izbie Deputowanych nad wnioskiem o wotum nieufności dla jego rządu. Tę ofertę złożyli mu zwolennicy Gianfranco Finiego, którzy odeszli z koalicji.
Na kilkanaście godzin przed głosowaniami w obu izbach parlamentu politycy ruchu Finiego - Przyszłość i Wolność - ponownie zaapelowali do szefa rządu, by ustąpił ze stanowiska po głosowaniu w Senacie, gdzie ma ogromne szanse otrzymać wotum zaufania, a przed głosowaniem w Izbie Deputowanych, gdzie rozkład głosów jest prawie równy, wynik zaś trudny do przewidzenia.
Jeżeli tego nie zrobi - oświadczyli politycy skupieni wokół szefa izby niższej - całe koło Przyszłość i Wolność będzie głosować za wnioskiem wotum nieufności, złożonym przez centrolewicową opozycję.
"Dosyć z dyktatem, nie ustąpię" - oświadczył Berlusconi, cytowany przez media.
W wieczornym wystąpieniu w Izbie Deputowanych, zabierając głos po debacie nad jego rządem, tak, jak rano w Senacie, apelował do polityków, którzy wyszli z jego partii Lud Wolności, aby nie zapominali drogi, jaką przeszli razem od 1994 roku, a więc kiedy wkroczył na włoską sceną polityczną, mając za swego sojusznika i koalicjanta Gianfranco Finiego.
Ostatnie godziny przed głosowaniem upływają pod znakiem prawdziwej batalii o każdy głos w Izbie Deputowanych, gdzie rząd Berlusconiego dosłownie wisi na włosku.
Wielką niewiadomą pozostaje przyszłość centroprawicowej koalicji w razie gdyby izba wyższa parlamentu udzieliła wotum zaufania gabinetowi, a w izbie niższej przeszedł wniosek o wotum nieufności.
Z Rzymu Sylwia Wysocka (PAP)
sw/ mc/