Poniedziałek jest we Włoszech drugim dniem wyborów parlamentarnych. Otwarte o godzinie 7 lokale wyborcze będą czynne do godziny 15. W niedzielę frekwencja wyniosła - według danych MSW - 55 procent.
Wszystkie przedwyborcze sondaże wskazywały na pewne zwycięstwo centrolewicowej Partii Demokratycznej, której kandydatem na premiera jest jej lider, Pier Luigi Bersani. Przewiduje się, że centrolewica otrzyma ponad 30 procent głosów. O kilka punktów procentowych mniej dostanie prawdopodobnie centroprawica byłego premiera Silvio Berlusconiego.
Spodziewane zwycięstwo Partii Demokratycznej, z wynikiem prognozowanym w sondażach, to jednak za mało, by mogła ona stworzyć samodzielny rząd - podkreślają komentatorzy.
Przed wyborami wyrażano obawy, czy uda się zrealizować ich najważniejszy cel, jakim jest stworzenie trwałego i solidnego gabinetu, zdolnego w dobie recesji kontynuować dzieło reform, rozpoczętych przez ustępującego premiera Mario Montiego.
Na łamach włoskiej prasy pojawiły się opinie, że istnieje realne ryzyko paraliżu prac parlamentu. Zagrożenie to zdaniem obserwatorów wynika przede wszystkim z tego, że po raz pierwszy od lat do Izby Deputowanych i Senatu zamiast dwóch dominujących dotychczas formacji - centrolewicy i centroprawicy - wejdą ogółem cztery duże bloki, gdyż dołączy do nich koalicja reformatorskich sił Montiego i populistyczny ruch komika Beppe Grillo.
Zwraca się uwagę na głosy zagranicznych komentatorów i analityków, którzy wyrażają nadzieję na powstanie wspólnego rządu centrolewicy Bersaniego i sił centrum Montiego. Ustępujący szef rządu wcześniej wykluczał taką ewentualność, gdyż - jak oświadczył - nie jest mu po drodze z głównym sojusznikiem i przyszłym koalicjantem Partii Demokratycznej, czyli skrajną lewicą z ugrupowania SEL (Lewica i Ekologia).
Z Rzymu Sylwia Wysocka (PAP)
sw/ ksaj/ ro/
