Serbia ma wyjątkowego pecha do premiera Włoch Silvio Berlusconiego - tak włoskie media podsumowują fakt, że już po raz trzeci szef rządu odwołał wizytę w Belgradzie. Pozostanie w piątek w Rzymie na głosowaniu w parlamencie nad pakietem oszczędnościowym.
Berlusconi miał pojechać do Belgradu na serbsko-włoski szczyt międzyrządowy po podobnym, zorganizowanym w Wiecznym Mieście w 2009 roku.
Premier zamierzał odwiedzić Serbię w październiku zeszłego roku, lecz odwołał ją z powodu zabiegu chirurgicznego, któremu się poddał. Następny termin wyznaczono na czerwiec, ale i ta podróż nie doszła do skutku z powodu dyskusji w parlamencie Włoch nad programem rządu i głosowaniem w obu jego izbach nad wotum zaufania.
Dlatego, jak zauważa agencja Ansa, wszyscy oczekiwali na szczyt, zaplanowany na piątek. Jednak wizyta premiera Berlusconiego została odwołana w jej przeddzień - trzeci raz w ciągu niespełna roku.
Powodem tej decyzji jest piątkowe głosowanie w Izbie Deputowanych nad rządowym programem oszczędności, który ma przynieść 47 miliardów euro dodatkowych wpływów do budżetu do 2014 roku i uzdrowić finanse państwa, zagrożone z powodu gigantycznego deficytu (119 procent PKB) i kryzysu w strefie euro. W czwartek pakiet został uchwalony przez Senat. Prace nad nim zostały przyspieszone z powodu niestabilnej sytuacji na europejskich rynkach finansowych.
Według Ansy Berlusconi osobiście zawiadomił prezydenta Serbii Borisa Tadicia, że nie może przyjechać do Belgradu na szczyt, podczas którego miały zostać podpisane ważne porozumienia o współpracy gospodarczej i walce z przestępczością. Rząd Serbii za pośrednictwem swego rzecznika ogłosił, że jest mu "przykro" z powodu odwołania wizyty.
Przy okazji przypomina się jednak, że Tadić zrezygnował w czerwcu z przyjazdu do Rzymu na uroczystości 150-lecia zjednoczenia Włoch, gdy dowiedział się, iż obecna będzie prezydent Kosowa Atifete Jahjaga.
W rozmowach Berlusconiego z władzami Serbii - jak ujawniła czwartkowa włoska prasa - miał się pojawić także polski wątek. Były włoski eurodeputowany polskiego pochodzenia Jaś Gawroński poprosił bowiem premiera, którego był niegdyś rzecznikiem, aby poruszył kwestię pałacyku w Alejach Ujazdowskich w Warszawie, przyznanego wyrokiem polskiego sądu jego rodzinie. Znajdowała się w nim niegdyś ambasada Jugosławii, a ostatnio - placówka Serbii. Strona serbska nie chce jednak go opuścić od lat i nie płaci za jego wynajem. Zdaniem Gawrońskiego sprawę tę należy załatwić zanim Serbia zostanie przyjęta do Unii Europejskiej. (PAP)
sw/ akl/
