Sprawa sądowa byłego premiera Włoch Silvio Berlusconiego wywołała w środę poważne napięcie w kruchej koalicji rządowej centrolewicy i centroprawicy. Partia Lud Wolności Berlusconiego doprowadziła do odwołania narady koalicji i zablokowania prac parlamentu.
Spór jest tak poważny, że deputowana centroprawicy byłego premiera, Daniela Santanche, ogłosiła nawet, że nie ma już rządu obu bloków. Rząd pracuje dalej - zapewnił minister z Ludu Wolności Maurizio Lupi.
Przyszłość koalicji premiera Enrico Letty stanęła pod znakiem zapytania po bardzo ostrej dyskusji wokół wtorkowej decyzji Sądu Najwyższego, który postanowił, że wyjątkowo szybko, bo już 30 lipca odbędzie się pierwsza rozprawa dotycząca odwołania obrony Silvio Berlusconiego od wyroku sądu dwóch poprzednich instancji w sprawie oszustw podatkowych w jego telewizji Mediaset. 8 maja sąd apelacyjny utrzymał wydany w październiku zeszłego roku wyrok czterech lat więzienia dla b. premiera oraz 5-letni zakaz zajmowania urzędów publicznych.
Obrona magnata medialnego i lidera centroprawicy uznała decyzję sądu o tak szybkim rozpoczęciu postępowania za "szokującą", a politycy jego partii uznali, że to dowód "znęcania się" nad 76-letnim Berlusconim i chęci usunięcia go z życia politycznego. Gdyby Sąd Najwyższy wyrok utrzymał, były premier po raz pierwszy zostałby prawomocnie skazany. Nie poszedłby jednak do więzienia, bo zgodnie z przepisami osoby powyżej 70. roku życia, skazane za mniejsze przestępstwa, nie odbywają kary.
Protesty centroprawicy skłoniły komentatorów lewicowej prasy z dziennikiem "La Repubblica" na czele do wyciągnięcia wniosku, że dowodzą one, iż sądowe sprawy Berlusconiego od 20 lat, czyli od jego wejścia na scenę polityczną, paraliżują Włochy.
W środę rano jego centroprawica, współtworząca rząd z centrolewicową Partią Demokratyczną ogłosiła, że nie weźmie udziału w zaplanowanym na ten dzień spotkaniu koalicji. Następnie politycy Ludu Wolności zaapelowali o zawieszenie prac obu izb parlamentu na trzy dni, by - jak wyjaśnili - omówić dalsze kroki w zaistniałej sytuacji. Potrzebna jest długa, szczegółowa dyskusja - oświadczyła centroprawica.
Po głębokim sporze zawieszono na jeden dzień obrady Senatu i przerwano je w Izbie Deputowanych, po awanturze, na czas jeszcze nieokreślony.
Przeciwko przerwaniu obrad zaprotestowali parlamentarzyści Partii Demokratycznej, dawnego sojusznika Berlusconiego - Ligi Północnej oraz Ruchu Pięciu Gwiazd. Senatorzy tej formacji, występującej otwarcie przeciwko całej klasie politycznej, na znak protestu zdjęli marynarki i krawaty w sali posiedzeń.
"Parlament absolutnie nie może zawieszać pracy" - oświadczył oburzony postępowaniem koalicjanta przewodniczący klubu Partii Demokratycznej w izbie niższej Roberto Speranza. Politycy postkomunistycznej lewicy dodają: "Nie można przerywać prac parlamentu, nie mamy przecież żałoby narodowej".
Premier Enrico Letta wielokrotnie ostatnio zapewniał, że sprawy sądowe lidera centroprawicy nie zagrożą rządowi. Po środowych wydarzeniach komentatorzy podkreślają, że takie ryzyko jest coraz większe.
Prezes oskarżanego o niepotrzebny pośpiech Sądu Najwyższego Giorgio Santacroce oświadczył w reakcji na stawiane mu zarzuty, że nie ma mowy o żadnym "znęcaniu się" nad Berlusconim.
"Nie zachowaliśmy się jak Speedy Gonzales"- zapewnił.
Media informują, że włoscy bukmacherzy przyjmują zakłady dotyczące przyszłości pracującego od końca kwietnia włoskiego rządu oraz samego Berlusconiego. Niektórzy obstawiają nawet, że ucieknie on za granicę - informuje agencja Ansa.
Z Rzymu Sylwia Wysocka(PAP)
sw/ az/ kar/
