Z kamorrą żyło się lepiej - taka opinia dominuje wśród mieszkańców miasta Casal di Principe na południu Włoch, matecznika najgroźniejszego klanu neapolitańskiej mafii, Casalesi. Ludzie mówią o tym mediom dzień po aresztowaniu bossa klanu Antonio Iovinego.
Ogromnej satysfakcji włoskiego rządu, który przekonany jest o wielkim sukcesie w walce z kamorrą, nie towarzyszy radość ludności okolicy, kontrolowanej od lat przez klan Casalesi. Włoska agencja prasowa Ansa i publiczne radio RAI przytaczają opinie mieszkańców miasta Casal di Principe, w którym po 14 latach poszukiwań zatrzymano w środę bossa gangu.
"Kiedy na tej ziemi rządziła kamorra, żyło się lepiej. Teraz, kiedy wkroczyło tu państwo, jesteśmy zrujnowani" - wyznają ludzie.
Swą własną teorię przedstawił miejscowy piekarz Antonio Diana, cytowany przez Ansę: "Sprawa jest prosta. Tutaj kradną wszyscy, i politycy, i bossowie". "Ale różnica polega na tym, że kiedy bossowie zjadają tort, to i tobie dają kawałek, a politycy zjadają wszystko sami" - tłumaczył.
Mieszkańcy miasta opisują mafiosów z kamorry jako "katolików, wykształconych, z szacunkiem do innych". "Pozdrawiają, podają rękę" - można usłyszeć w jednym z barów.
Rozmówcy włoskich mediów narzekają również na to, że są "naznaczeni" z powodu miejsca swego pochodzenia i zamieszkania. "Nikt nie daje nam pracy, bo jesteśmy stąd" - tłumaczą. "Ludzie boją się nas nawet na północy Włoch" - powiedział bezrobotny murarz. Podobnie jak on wiele osób uważa, że prawdziwym problemem tamtych stron jest bezrobocie, a nie mafia.
Z Rzymu Sylwia Wysocka (PAP)
sw/ kar/