Piątek był we Włoszech dniem strajku części pracowników sektora publicznego. Ogłosiły go dwie lewicowe centrale związkowe na znak protestu przeciwko rządowej polityce cięć. Strajku nie poparła trzecia wielka centrala. W Rzymie manifestowało 30 tysięcy osób.
Demonstracja i strajk, zorganizowane przez związki Cgil i Uil, odbyły się pod hasłem sprzeciwu wobec polityki oszczędności i redukcji cięć w nakładach z budżetu, prowadzonej przez gabinet Mario Montiego w celu naprawy finansów publicznych. Obie te centrale twierdzą, że program ten, znany pod angielską nazwą spending review (rewizja wydatków), prowadzi jedynie do zubożenia społeczeństwa i przynosi szkody światu pracy.
"Całe Włochy mają jeden cel: zmienić ten program" - mówiła podczas wiecu w Wiecznym Mieście przywódczyni Cgil Susanna Camusso. "Nie zamierzamy się zatrzymać ani poddawać" - zapewniła.
W rzymskiej manifestacji uczestniczyli przedstawiciele różnych grup zawodowych i działacze związkowi, a także reprezentanci sił zbrojnych, którzy domagali się obrony ich praw i zarobków oraz możliwości założenia związku zawodowego wojska na wzór podobnych organizacji w policji.
W całym kraju doszło do licznych utrudnień z powodu strajku, między innymi w komunikacji miejskiej.
W Rzymie zamknięte było Koloseum, Forum Romanum, Palatyn i inne zabytki. Odwołano niektóre rozprawy sądowe. Strajkowała część pracowników oświaty, ale szkoły były otwarte.
Przeciwna strajkowi była centrala Cisl, według której bezzasadne jest organizowanie protestu, gdy trwają negocjacje z rządem na temat polityki oszczędnościowej. Tę argumentację odrzuciła szefowa Cgil Susanna Camusso, zarzucając związkowcom z drugiej centrali, że "dają się nabrać na puste obietnice".
Z Rzymu Sylwia Wysocka (PAP)
sw/ mc/