Trwa ładowanie...
Zaloguj
Notowania
Przejdź na

Włodzimierz Olewnik o nowych wątkach ws. sprawie jego syna

0
Podziel się:

Włodzimierz Olewnik zaprzeczył we wtorek, by w domu jego syna Krzysztofa,
przed jego uprowadzeniem, odbyła się druga impreza. Podkreślił zarazem, że nie przypomina sobie
innych gości przyjęcia - oprócz tych już znanych.

Włodzimierz Olewnik zaprzeczył we wtorek, by w domu jego syna Krzysztofa, przed jego uprowadzeniem, odbyła się druga impreza. Podkreślił zarazem, że nie przypomina sobie innych gości przyjęcia - oprócz tych już znanych.

Włodzimierz Olewnik w rozmowie z PAP przyznał, że najważniejszą dla niego kwestią jest ustalenie zleceniodawców uprowadzenia i zabójstwa jego syna. "Mój cel to poznać zleceniodawcę. Kto jeszcze był" - oświadczył Olewnik.

Według niego, na imprezie przed porwaniem Krzysztofa Olewnika były dwie osoby, które - jak ocenił - brały bezpośredni udział w uprowadzeniu: były policjant, a także ówczesny bliski znajomy syna, Jacek K., któremu prokuratura przedstawiła w lutym 2009 r. zarzuty udziału w grupie przestępczej planującej porwanie Krzysztofa Olewnika oraz współudział w jego uprowadzeniu i przetrzymywaniu. Jacek K. nie przyznaje się do tych czynów.

"Nie było innej imprezy. Wszystkie naczynia znajdowały się na tym samym miejscu. Nie widać było (śladów - PAP) żadnej drugiej imprezy. Twierdzę to z całą odpowiedzialnością" - powiedział PAP Włodzimierz Olewnik.

Jego zdaniem, na przyjęciu nie było nikogo poza gronem osób już znanych. "Ja takiej osoby nie pamiętam. Nawet jeżeli moja pamięć byłaby zawodna, minęło już przecież tyle lat, to żaden z innych gości, poza jednym, nie wspominał o innych osobach na imprezie" - dodał Olewnik.

We wrześniu Waldemar Orzechowski, jeden z uczestników imprezy, po której porwano Krzysztofa Olewnika, zeznał przed sejmową komisją śledczą, że na imprezie - oprócz już znanych - była jeszcze jedna osoba, której nie udało się dotąd zidentyfikować. Orzechowski to były policjant. Szefował agencji ochroniarskiej, która ochraniała wszystkie obiekty ojca porwanego - Włodzimierza Olewnika.

Według Włodzimierza Olewnika, różnice w filmach, na których uwieczniono wnętrze domu Krzysztofa Olewnika po jego porwaniu, mogą wynikać z rutynowych działań, dotyczących zabezpieczania śladów przestępstwa.

"Moja wiedza jest taka, że jest jeden film policyjny i drugi film, który robił mój zięć, prawdopodobnie dwadzieścia cztery godziny później. Te filmy muszą się różnić, jeżeli śledczy brali ślady, może zabrali koszulę, może krzesełko, może fotel" - powiedział Olewnik. Przyznał, iż w międzyczasie w domu Krzysztofa Olewnika mógł nocować ktoś z rodziny lub znajomych.

Włodzimierz Olewnik zapewnił, że w chwili porwania przed domem jego syna Krzysztofa nie było "z całą pewnością" kamery monitoringu. "Żadnego monitoringu nie było. Mogła być atrapa (kamery - PAP), bo było to w trakcie akurat robienia monitoringu" - uściślił Olewnik.

Portal tvn24.pl podał we wtorek, że na tapczanie z domu Krzysztofa Olewnika znaleziono ślady krwi, nieznanych dotąd w śledztwie osób. Według portalu gdańska Prokuratura Apelacyjna podejrzewa, że aż dwie osoby zostały ranne w domu Krzysztofa Olewnika tuż przed jego porwaniem. Z doniesień portalu wynika, że prokuratorzy nie znają tożsamości jednej z tych osób, najprawdopodobniej mężczyzny i podejrzewają, że osoba ta została zamordowana, poszukują jej zwłok, by porównać DNA; prokuratorzy ustalili jednak, kim była druga osoba - to kobieta, która żyje.

Komentując te informacje Włodzimierz Olewnik oświadczył: "Daj Boże, żeby ta osoba żyła, żeby coś powiedziała". Przyznał zarazem, że nie ma żadnych oficjalnych danych na temat ustaleń prokuratury. "Może to raczej jakieś domniemanie" - dodał. (PAP)

mb/ itm/ gma/

wiadomości
pap
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Źródło:
PAP
KOMENTARZE
(0)