Trwa ładowanie...
Zaloguj
Notowania
Przejdź na

Wrocław: Biegły sądowy o warunkach przetrzymywania niedźwiedzia

0
Podziel się:

Przetrzymywanie niedźwiedzia w takich
warunkach, w jakich żył przez 10 lat miś Mago we wrocławskim zoo,
było nieetyczne - ocenił biegły sądowy.

Przetrzymywanie niedźwiedzia w takich warunkach, w jakich żył przez 10 lat miś Mago we wrocławskim zoo, było nieetyczne - ocenił biegły sądowy.

Poniedziałkowa rozprawa była kolejną w toczącym się przed wrocławskim sądem procesie przeciwko b. dyrektorowi zoo Antoniemu Gucwińskiemu, oskarżonemu o znęcanie się nad Mago.

B. dyrektor wrocławskiego zoo został oskarżony przez Fundację Viva. Wrocławska prokuratura dwukrotnie umarzała dochodzenie w sprawie Mago. Fundacja zarzuca b. dyrektorowi z oskarżenia prywatnego, że "długotrwale przetrzymywał" Mago w bunkrze, bez światła, wybiegu i możliwości przebywania w naturalnych dla niedźwiedzia pozycjach oraz o to, że nie dołożył starań, aby te warunki poprawić.

Biegły z zakresu zootechniki prof. Tadeusz Kaleta, który wcześniej złożył do akt sprawy dwie opinie, odpowiadając w poniedziałek na pytania sądu, powiedział m.in., że można było poprawić byt zwierzęcia choćby poprzez włożenie do 12-metrowej klatki różnych przedmiotów (drewnianej kłody, platformy czy gałęzi z liśćmi), które pomogłyby niedźwiedziowi brunatnemu na harmonijny rozwój.

"Znam przypadek z warszawskiego zoo, gdzie w dwukrotnie większej klatce żyła niedźwiedzica himalajska. Podanie jej gałęzi z liśćmi zredukowało anomalia w jej zachowaniu" - mówił Kaleta. Dodał, że w przypadku Mago można było m.in. poradzić się fachowców z zakresu anormalnych zachowań zwierząt czy z zakresu budowania przestrzeni dla zwierząt, wybiegów na niewielkich powierzchniach.

Według Kalety dyrektor powinien był przede wszystkim nagłośnić sprawę niedźwiedzia brunatnego Mago, który trafił do wrocławskiego zoo z Tatr, gdzie wraz z matką przyszedł na świat i z czasem zaczął stanowić zagrożenie dla ludzi. Powinien był intensywniej szukać dla niego nowego domu.

"Należało sprawę nagłośnić w Polsce, Europie. Szukać nie tylko w ogrodach zoologicznych, ale i parkach krajoznawczych czy schroniskach dla dzikich zwierząt. (...) Najgorsze co można było zrobić, to zamknąć tego niedźwiedzia w klatce i tłumaczyć, że nic nie można zrobić" - mówił Kaleta.

Zdaniem biegłego niedźwiedź, który "przyszedł do wrocławskiego zoo z wolności", żył w totalnej izolacji, w niewielkiej klatce i to potęgowało jego stres, nie pozwalało mu się harmonijnie rozwijać i przystosować się do środowiska.

"Jestem w stanie zrozumieć konieczność przetrzymywania zwierzęcia w takich warunkach przez kilka tygodni, np. przed transportem do innego zoo. Nie mogę jednak pojąć dlaczego to (przetrzymywanie Mago - przyp. PAP) trwało tak długo" - mówił biegły.

Natomiast Radosław Ratajszczak, obecny dyrektor wrocławskiego zoo, który jako świadek w poniedziałek odpowiadał na pytania sądu, przyznał, że najprostszym złagodzeniem trudnych warunków Mago byłoby zbudowanie dodatkowej platformy w klatce i w ten sposób zwiększenie przestrzeni życiowej - czy danie drewnianej kłody do klatki.

Ratajszczak po objęciu wrocławskiego zoo rozwiązał problem agresywnego Mago - zdecydował o wykastrowaniu zwierzęcia, a następnie wpuszczeniu go na wybieg z innymi niedźwiedziami.

Sam Gucwiński nie brał udziału w rozprawie. B. dyrektor nie przyznaje się do winy.

"Robiłem wszystko, aby to zwierzę ochronić i uratować przed fizyczną likwidacją" - mówił wcześniej Gucwiński. Przypomniał, że "gdyby w 1991 r. nie zgodził się przyjąć Mago wraz z jego matką - niedźwiedzicą Magdą i dwojgiem rodzeństwa, zwierzęta zostałyby zlikwidowane". W Tatrach, gdzie mieszkały - mówił Gucwiński - poczyniły szkody m.in. w barach i górskich restauracjach.

Przyznał, że Mago nie był trzymany na wybiegu jak inne niedźwiedzie, bowiem nie było dla niego miejsca. Dyrektor starał się przekazać Mago do innych ogrodów zoologicznych, ale nikt go nie chciał. Podobnie było z rodzeństwem tatrzańskiego niedźwiedzia. Przypomniał, że przebudowę wybiegu - tak, aby Mago mógł być z innymi niedźwiedziami - rozpoczęto we wrocławskim ogrodzie w 2002 r.

We wrześniu 2006 r. zaniepokojeni wrocławianie oraz lokalna prasa alarmowali, że mieszkające w zoo zwierzęta są przetrzymywane w złych warunkach i zbyt małych klatkach. Niedźwiedź żył w betonowej klatce od chwili, gdy zaatakował karmiącego go pracownika zoo.

Ponad 70-letni Gucwiński jest od 2007 roku na emeryturze. (PAP)

umw/ bno/ gma/

wiadomości
pap
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Źródło:
PAP
KOMENTARZE
(0)