Trwa ładowanie...
Zaloguj
Notowania
Przejdź na

Wrocław: Pilot wycieczki oskarżony ws. śmierci rodzeństwa na Krecie

0
Podziel się:

Wrocławska prokuratura skierowała we wtorek do sądu akt oskarżenia przeciw
pilotowi wycieczki na Kretę, 26-letniemu Piotrowi P. Zarzuca mu narażenie rodzeństwa Danuty i Marka
S. na bezpośrednie niebezpieczeństwo utraty życia i nieumyślne doprowadzenie do śmierci.

Wrocławska prokuratura skierowała we wtorek do sądu akt oskarżenia przeciw pilotowi wycieczki na Kretę, 26-letniemu Piotrowi P. Zarzuca mu narażenie rodzeństwa Danuty i Marka S. na bezpośrednie niebezpieczeństwo utraty życia i nieumyślne doprowadzenie do śmierci.

Piotr P. przyznał się w śledztwie do popełnienia zarzucanego mu czynu. Wycieczka, którą pilotował była drugą oprowadzaną przez niego samodzielnie wycieczką. Grozi mu do 5 lat więzienia.

Do tragicznej śmierci rodzeństwa S. doszło w lipcu 2007 r. podczas ich urlopu na Krecie, w wąwozie Samaria, gdzie wybrali się z innymi turystami na wycieczkę. Pilotował ją Piotr P. Rodzeństwo zgubiło się już na początku wyprawy. Ich ciała odnaleziono 5 dni później. Zmarli z powodu wycieńczenia i odwodnienia organizmu oraz odniesionych ran.

Jak poinformowała rzeczniczka Prokuratury Okręgowej we Wrocławiu Małgorzata Klaus, pilot miał co prawda listę uczestników, ale sprawdził ją tylko raz w autokarze. "Później nie liczył uczestników wycieczki ani po wyjściu z autokaru, ani po odejściu od kasy biletowej, ani w wąwozie w trakcie krótkich postojów" - powiedziała rzeczniczka.

Wycieczkowicze wiedzieli tylko, że mają spotkać się na dole wąwozu w tawernie, gdzie pilot ma rozdać bilety na prom, odpływający o godz. 18. Piotr P. przy wydawaniu biletów zaznaczał na liście uczestników osoby, które odebrały już bilet. Ok. godz. 17.00 zauważył, że dwoje turystów, Danuta i Marek S., nie odebrało biletów; nie byli też na obiedzie. Wtedy zadzwonił do swego przełożonego Jakuba Sz., którego poinformował o braku dwóch osób. Ten kazał mu czekać na Danutę i Marka S. do czasu odpłynięcia promu. Sam poinformował straż Parku Narodowego Samaria o zaginięciu rodzeństwa.

Tego samego dnia wieczorem strażnicy przeszukali wąwóz, ale nie znaleźli S. Szeroko zakrojone poszukiwania rozpoczęły się dopiero dwa dni później. Przełom nastąpił, gdy na policję zadzwonił turysta, który w trudno dostępnym miejscu, w górach zauważył mężczyznę w stanie zaawansowanego odwodnienia i krańcowego wycieńczenia organizmu. Gdy na miejsce, po trudnym, wielogodzinnym marszu, dotarła grupa ratownicza, Marek S. już nie żył. Kilka godzin później odnaleziono ciało Danuty S.

Przy kobiecie znaleziono aparat fotograficzny. Analiza wywołanych z niego zdjęć pozwala wywnioskować, że w dniu wycieczki rodzeństwo nie weszło do wąwozu Samaria, lecz podążyli innym szlakiem. Tymczasem "Piotr P. podczas akcji poszukiwawczej twierdził, że wszyscy turyści, których pilotował weszli do wąwozu, a on szedł ostatni" - powiedziała Klaus. Dodała, że ta okoliczność w znaczący sposób wpłynęła na poszukiwania Danuty i Marka S., które rozpoczęto w złym miejscu, czyli w obrębie wąwozu Samaria, a nie tam, gdzie zaginieni faktycznie się znajdowali.

Według prokuratury z przekazanych materiałów jednoznacznie wynika, że Danuta i Marek S. nie weszli do wąwozu, ale z nieznanych powodów, po skasowaniu biletów, poszli złą drogą. Weszli na trudny szlak górski, możliwy do przejścia tylko dla wspinaczy ze specjalistycznym sprzętem.(PAP)

umw/ pz/

wiadomości
pap
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Źródło:
PAP
KOMENTARZE
(0)