Trwa ładowanie...
Zaloguj
Notowania
Przejdź na

Zachodni Brzeg: Przesiedleni Beduini chcą wrócić na pustynię

0
Podziel się:

W obozie położonym przy mieście El Azarija, na wschód od Jerozolimy,
mieszka około 250 rodzin Beduinów Dżahalin. Kiedyś prowadzili półosiadły tryb życia, dziś mieszkają
w domach z betonu, ale w każdej chwili zamieniliby je na namioty na pustyni.

W obozie położonym przy mieście El Azarija, na wschód od Jerozolimy, mieszka około 250 rodzin Beduinów Dżahalin. Kiedyś prowadzili półosiadły tryb życia, dziś mieszkają w domach z betonu, ale w każdej chwili zamieniliby je na namioty na pustyni.

Niewykończony budynek na wjeździe do osady służy za centrum społeczne i miejsce spotkań z mediami, organizacjami pozarządowymi i międzynarodowymi. Zamiast ścian są tu brezentowe płachty, a na betonowej podłodze leżą dywany i materace. Tradycyjnie, Beduini częstują gości słodką herbatą z liśćmi mięty.

Ostatnio przyjeżdża tu coraz więcej osób, chcąc się dowiedzieć jak im się tutaj żyje. Wszystko dlatego, że kolejna grupa Beduinów Dżahalin, licząca około 2 tys. osób, spodziewa się przymusowych wysiedleń właśnie do okolic El Azarii, a dokładnie na tereny, na których znajduje się miejskie wysypisko śmieci.

Planowane wysiedlenia są związane z realizacją tzw. planu E1 - połączenia z Jerozolimą i rozbudowy jednego z największych izraelskich osiedli Maale Adumim, leżącego na Zachodnim Brzegu Jordanu. Społeczność międzynarodowa obawia się, że E1 na dobre zamknie drzwi do stworzenia niepodległego państwa palestyńskiego, odcinając Jerozolimę od reszty Zachodniego Brzegu i dzieląc go na osobne części - północną i południową.

Oenzetowski koordynator ds. humanitarnych Maxwell Gaylard, po tym jak odwiedził miejsce wyburzenia sześciu beduińskich domów w innej miejscowości na wschodnim obrzeżach Jerozolimy, wezwał w zeszłym tygodniu Izrael do zaprzestania wyburzeń.

Praktycznie każdy Palestyńczyk, którego dom choć raz legł w gruzach, pamięta datę pierwszego wyburzenia. Według szacunków organizacji pozarządowych, władze Izraela zniszczyły blisko 25 tys. palestyńskich domów od 1967 roku, czyli od początku okupacji. Domy były m.in. wyburzane jako kary dla rodzin uczestników zamachów terrorystycznych na Izraelczyków.

Dzienną datę pamięta też Dahłud Eid Hammad Ibsisad - Beduin ze społeczności Dżahalin, mieszkający w "muhajjem" koło El Azarii. Na ich osadę wszyscy mówią "muhajjem", czyli obóz, tak jak na te dla uchodźców. Beduini nie czują się tu w domu i chcą wierzyć, że to tylko faza przejściowa, że kiedyś z "muhajjem" wrócą na pustynię.

"Był 8 lutego 2000 roku, deszczowy, zimowy dzień. Byłem w pracy, gdy dostałem telefon, że izraelska armia otoczyła nasz dom. Przyjechałem na miejsce, ale nie pozwolili mi przejść przez kordon. Żołnierze wynieśli meble i przewieźli tutaj, do Azarii. Część zrzucili na kupę, część wywalili na pobliskim wysypisku śmieci" - opowiada Dahłud.

Tam, gdzie stał kiedyś jego dom, dziś jest punkt kontrolny pilnujący północnego wjazdu do osiedla Maale Adumim. Po wyburzeniu Dahłud i jego liczna rodzina dostali namioty od Czerwonego Krzyża. Rozstawili je dokładnie w tym samym miejscu, w którym stał ich dom.

Nazajutrz, wrócili izraelscy żołnierze i skonfiskowali namiot, aresztując kilka osób. Zimą na pustyni temperatura gwałtownie spada, leją deszcze. Mimo to, rodziny Dżahalin nie ruszyły się z ziem, na których mieszkały od dziesięcioleci, i przez kolejne dwa tygodnie spały pod gołym niebem.

Izraelskie władze zdecydowały jednak, że Beduini muszą opuścić te tereny. Dżahalin najchętniej zostaliby na miejscu. Zaproponowali, że jeśli już muszą być wysiedleni, to najlepiej na pustynię Negew w Izraelu, z której zostali wygnani na początku lat 50. XX wieku.

W końcu wojskowe władze decydują: wysiedlenia do El Azarii, dają za to każdej rodzinie kawałek ziemi i kilkadziesiąt tysięcy szekli (w zależności od tego jak duża jest rodzina) na wybudowanie domu. Ziemie, które Beduini dostali od armii, leżą na wschód od Jerozolimy, na Zachodnim Brzegu, wciśnięte między El Azariję, ruchliwą drogę, poligon wojskowy i pobliskie wysypisko śmieci.

"Jakie inne państwo na świecie daje ludziom i ziemię i pieniądze? Nikt tak nie robi, tylko my!" - broni wysiedleń izraelski podpułkownik Ofer Mej-Tal, odpowiadający za cywilną administrację wschodnich obrzeży Jerozolimy, w filmie dokumentalnym o Beduinach Dżahalin.

Władze Izraela tłumaczą, że wysiedlenia dotyczą nielegalnych osad i to normalne, iż państwo nie pozwala ludziom na budowanie bez pozwoleń. A tam gdzie mają być przesiedleni, będą mieli i wodę i prąd.

Rozmowę z Dahłudem co chwilę przerywa warkot śmieciarek, które zwożą odpady z Jerozolimy na pobliskie wysypisko. Hałas to jeden problem. Inny to częste wypadki: dzieci nieuważnie przechodząc przez drogę są potrącane przez ciężarówki - mówi pracowniczka ONZ, która pracuje z Beduinami z El Azarii.

Najgorsze jednak są choroby. Dahłud twierdzi, że w obozie jest wiele przypadków raka i choć nikt nie przeprowadził żadnych oficjalnych badań, Beduini podejrzewają, że winne temu są odpady ze śmietniska.

Dahłud mówi, że pieniądze, które dostali w ramach umowy z armią, to za mało, by urządzić sobie życie na nowo i postawić dom. W osadzie niektórym udało się zachować kilka, czasem kilkanaście sztuk bydła na mleko i sery. Ale większość musiała sprzedać owce, których hodowla to jeden z integralnych elementów ich stylu życia.

Mimo to nie wszystkim starczyło pieniędzy na skończenie domów; niektórzy Beduini mieszkają w budynkach w stanie surowym. Jeszcze inni, czasem z braku pieniędzy, a czasem z tęsknoty za tradycyjnym sposobem życia, zamieszkali w namiotach.

"W Azarii żyjemy na bardzo małej, ograniczonej przestrzeni. Na pustyni nie było płotów, barier, powietrze było czyste. Była otwarta przestrzeń, żyliśmy w zgodzie z naturą, mogliśmy iść tam, gdzie nam się podobało. Teraz zostaliśmy zepchnięci na śmietnisko, ludzie trują się toksycznymi gazami. Dla nas, Beduinów, to jak czystka etniczna" - żali się Dahłud.

Pozbawieni bydła, ich tradycyjnego źródła utrzymania, niektórzy Beduini postanowili szukać zatrudniania w izraelskich osiedlach. Według Dahłuda, nawet jedna trzecia mieszkańców "muhajjem" pracuje w Maale Adumim. Większość jest jednak bezrobotna, co jakiś czas komuś udaje się dostać dorywczą pracę w pobliskiej Azarii w jednym z warsztatów za 1000-1500 szekli (ok. 860-1300 złotych). Ponad połowa nie wie, czy będzie miała co włożyć do garnka na drugi dzień. (PAP)

aqa/ cyk/ ap/

wiadomości
pap
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Źródło:
PAP
KOMENTARZE
(0)