Stan dziewięciu górników, poparzonych 5 maja przez płonący metan w kopalni "Krupiński", jest zadawalający. Chorzy nie gorączkują, a ich rany oparzeniowe goją się - podało w poniedziałek Centrum Leczenia Oparzeń w Siemianowicach Śląskich.
"Dzisiaj u kolejnych trzech górników został wykonany zabieg operacyjny demarkacji tkanek martwiczych z pokryciem ran specjalistycznym opatrunkiem" - poinformowała rzeczniczka "oparzeniówki", dr Justyna Glik.
Wcześniej zabiegi operacyjne przeprowdzono już u trzech innych pacjentów, uzyskując zadawalający efekt.
W ocenie specjalistów z siemianowickiego szpitala leczenie górników przebiega bez powikłań, zgodnie z wcześniej ustalonym schematem. Dobrą wiadomością jest m.in. to, że goją się także poparzone drogi oddechowe pacjentów.
"Wykonane kontrolne badania bronchoskopowe potwierdziły proces gojenia się oparzonych dróg oddechowych" - podkreśliła rzeczniczka.
U chorych kontynuowana jest tzw. magnetoledoterapia miejscowa - jest to skojarzone wykorzystanie zmiennego pola magnetycznego wraz z promieniowaniem optycznym. Stosuje się ją m.in. w zwalczaniu bólu, stanu zapalnego tkanek, przyspieszeniu gojenia ran i wzmacnianiu układu odpornościowego.
Poparzeni górnicy nadal są pod opieką psychologa klinicznego, korzystają także z zabiegów relaksacyjnych.
Do wypadku w kopalni "Krupiński" w Suszcu doszło 5 maja wieczorem 820 m pod ziemią. W wyniku zapalenia metanu w wyrobisku zginęły trzy osoby: górnik oraz dwaj ratownicy, idący z pomocą poszkodowanym. Ciało drugiego z nich odnaleziono w zadymionym chodniku dopiero po tygodniu poszukiwań. 11 górników zostało rannych - dwaj już opuścili szpital, dziewięciu leczonych jest w siemianowickiej "oparzeniówce".
W minioną środę, po blisko dwóch tygodniach nieprzerwanych działań, ratownicy zakończyli akcję przeciwpożarową w kopalni. Rejon pożaru odizolowano od pozostałych wyrobisk dwiema tamami przeciwwybuchowymi. Teraz akcja jest prowadzona w myśl innych procedur. Otamowany rejon jest monitorowany pod kątem stężeń niebezpiecznych gazów. Po jakimś czasie - zwykle jest to od kilku do kilkunastu tygodni - wskutek odcięcia dopływu tlenu pożar wygaśnie. Wówczas będzie można otworzyć dostęp do chodnika, a w przyszłości przeprowadzić w nim wizję lokalną.
Przyczyny wypadku wyjaśniają prokuratura i specjalna komisja Wyższego Urzędu Górniczego.(PAP)
mab/ bno/