Poniżej udowodnię, że rozumne długoterminowe inwestowanie jest
skuteczne bez wzgledu na l aktualny cykl gełdowy.
Ja się z tobą zgadzam człeku w pełni. Tylko long-term i dokupywanie na spadkach. Ale uwaga, ja zalecam kupowanie tylko na rynku niedźwiedzia i w bessach. Albo na dużych przecenach danej spółki. Long-term na szczytach hossy nie ma sensu. Trzeba kupić tanio i poczekać aż będzie drogo, żeby zyskiwać i nie stracić, inaczej się nie da.
Timing i spekulacja to ułuda. W momencie kiedy zaczynasz grać krótkoterminowo z rynkiem staje się on jak kasyno i już na starcie ma nad Tobą przewagę. Bo wszystkie gry kasyna są obliczone tak, że statystycznie twoje szanse wygranej są na dłuższą metę skazane na porażkę (jedynie w oczko można przechytrzyć kasyno przy pomocy pewnej matematycznej metody, ale to wyjątek, który potwierdza regułę). Jestem tej zasadzie wierny od moich początków na giełdzie.
Krótkoterminowo jesteś tylko dawcą kapitału, gdyż zawsze skończy się to mniej więcej tak, że nie trafisz w dołek i kupisz na górce i sprzedasz w dołku. Do tego dochodzą prowizje, które na dłuższą metę zżerają twój zysk netto. Większość ludzi w ogóle nie liczy ile im zżerają prowizje, ale przy częstych transakcjach to zamienia się w fortunę. Przykładowo zaledwie 80 transakcji w ciągu pół roku daje ci stratę 480 zł w bzwbk, gdzie jest aż 6 zł od prowizji. Oznacza to, że jeśli ceny twych akcji wrócą do poziomów na jakich je kupiłeś to nie jesteś na zerze tylko masz prawie 5 stów w plecy. Nawet jeśli kupiłeś tylko 10 akcji i ich nie sprzedałeś to już na dzień dobry musisz na nich zarobić 6 dyszek aby wrócić na zero. Krótkoterminowo nie tylko więc oddajesz kapitał przez to, że nie jesteś w stanie cały czas skutecznie trafiać w górki i dołki, ale też i przez to, że generujesz coraz większą stratę na prowizjach, którą też musisz sukcesywnie odrabiać. Z czasem, kiedy urośnie ona do dużej sumy jest to prawie niemożliwe. A będąc po prostu na rynku pozbawiasz się tej straty i staje się ona jednie potencjalna, zamieniając się w zysk.
Zrobili jakieś badanie i okazało się, że od 1921 roku statystycznie tylko przez 7% czasu zysk na rynku był wyższy niż 15%. Przez resztę czasu wynosił tylko..... 0,03%. Aby uzyskać rocznie powyżej 10% musiałeś być cały czas na rynku. Jak trafić w te szczęśliwe 7%? Szanse na to są równe trafieniu szóstki w toto-lotka, czyli praktycznie zerowe. Dlatego po prostu trzeba być na rynku niż uprawiać timing, który na dłuższą metę prowadzi do oddawania kapitału giełdzie i biurom maklerskim. Bezczynność jest dużo prostsza, tańsza i mniej stresująca, czasochłonna czy pracochłonna.
Poza tym bez przerwy wchodząc i wychodząc z rynku traci się też okazje na silne wzrosty. Kiedyś parę razy wyszedłem z takiej czy innej spółki, która niedługo potem notowała wprost niespotykane wcześniej wzrosty. To mnie omijało. Dużo bardziej opłacalne jest więc po prostu bycie z rynkiem niż poza nim. To co ci czasem zabierze i tak ci w końcu odda a nawet dołoży dużo więcej. Tylko uwaga - pod warunkiem, że kupujesz w dolnych pułapach rynku a nie na szczytach giga hoss. Inaczej moja metoda niezbyt zadziała.