idk
/ 88.156.89.* / 2008-05-08 13:02
O zarządzanym przez menedżerów socjalizmie myśleli już dawno temu ekonomiści tacy jak Lange. Nic funkcjonującego nie wymyślili.
Cały problem polega na tym, że menedżerowie nie są właścicielami majątku, są więc wystawieni na pokusę nadużycia, tj. takiego zarządzania, które doprowadzi do przelania własności na menedżera. Przykład lat dziewięćdziesiątych w Polsce jest nazbyt wyraźny - likwidatorzy majątku państwowego robili wszystko, żeby przedłużyć prywatyzację, sztucznie obniżyć wartość majątku (często fizycznie niszcząc go), brać łapówki, a na koniec samemu wykupić zniszczone zakłady.
Jeśli chodzi o Pańskie zastrzeżenie, że nie wszystkie firmy są gniotami, to pozwolę sobie odpowiedzieć pytaniem: Dlaczego upadek prywatnej firmy jest lepszy niż sztuczna niemożliwość upadku firmy publicznej? Odpowiedź jest prosta: przedsiębiorca prywatny broni swojego majątku jak to tylko możliwe, ale i on popełnia błędy. Różni się tym od równie omylnego urzędnika, że ryzykuje swoim majątkiem, więc walcząc o firmę walczy o życie. Firma państwowa upaść nie może - nie ma o co walczyć, poza walką z podatnikiem, który za nieupadalność firm państwowych płaci ciężko zarobione pieniądze.
Słusznie podniósł Pan też problem "wspólnej" własności, za którą nikt nie odpowiada. Tak, to jeszcze jeden argument za pełną odpowiedzialnością, jaką daje własność prywatna.
Co do istnienia efektywnych firm państwowych pełna zgoda - zdarza się, że takie firmy istnieją. Bardzo rzadko, do tego zwykle są przyczyną mnóstwa kłopotów, ale wyobrazić sobie, że mniej lub bardziej przypadkowo na stanowiskach kierowniczych mogą znaleźć się rozsądni ludzie potrafię. Ale prawdopodobieństwo takiego zdarzenia jest... jak ilość zyskownych (i niedotowanych!) państwowych firm.