Bernard+
/ 83.22.101.* / 2010-03-26 15:12
Popieram likwidację wszelkich przywilejów, gdyż jest to niezbędne dla ratowania Rzeczpospolitej. Już w latach 1989/90 w Akademii Ekonomicznej w Katowicach obroniona została praca doktorska wykazująca, że stosowanie wieloletnich przywilejów prawno ekonomicznych uniezależniających wynagrodzenia od efektów pracy prowadzi do postępującej degeneracji danej dziedziny działalności gospodarczej lub społecznej. Przykłady ostatnie to Stocznie, Ursus, PKP, kopalnie - wszędzie gdzie są przywileje płacowe, socjalne i emerytalne tam latami całymi państwo musi dotować zakłady, bo te nie potrafią nawet wypracować środków na proste odtworzenie swojego majątku. Karta nauczyciela wywalczona strajkami spowodowała ostateczne zerwanie związku wynagrodzeń z wynikami pracy. Karta nauczyciela uzależniając wynagrodzenie wyłącznie od stażu pracy i zdobytego na podstawie dokumentów przebiegu stażu tytułu zawodowego spowodowała brak proporcjonalności pomiędzy wysokością wynagrodzenia nauczycieli i efektami ich pracy mierzonymi np. ilością absolwentów szkoły zdających egzaminy wstępne do szkół wyższego poziomu kształcenia, lub osiągnięciami uczniów w olimpiadach przedmiotowych albo liczbą absolwentów którzy uzyskali patenty za wynalazki itp. Jako dowód podam, że spotykam osoby posiadające tytuł magistra, które na szkoleniach BHP mając kalkulator i papier oraz długopis nie potrafią w ciągu 20 minut zamienić szybkości 100 kilometrów na godzinę w szybkość wyrażoną w metrach na sekundę. Tylko w ciągu minionych 12 miesięcy spotkałem 4 takie przypadki a absolwenci różnych szkół średnich nie potrafią tego w 50%. Nastąpiło w Polsce odwrócenie sensu istnienia szkół. Dawniej szkoły były organizowane i utrzymywane po to, aby kształcić i wychowywać dzieci i młodzież teraz są utrzymywane z podatków, aby nauczyciele mieli miejsca pracy i miejsce pobierania swoich świadczeń i przywilejów socjalnych. Polscy absolwenci szkół nie potrafią tego, co trzeba umieć, aby być sprawnym samodzielnym pracownikiem i odpowiedzialnym obywatelem, bo wychowują ich i uczą w 70% tylko beneficjenci wystrajkowanych przywilejów a nie osoby zatrudnione, aby wykonywać sumiennie i dokładnie zamówioną przez społeczeństwo pracę. Nauczyciel skupiając się na zdobywaniu przywilejów nie przez doskonalenie efektywności swojej pracy a przez strajki i protesty sam nie dba o dobro ogólnonarodowe, jak więc może nauczyć tego uczniów?. W młodości pracowałem, jako nauczyciel praktycznej nauki zawodu. Moi uczniowie uczący się zawodu kierowcy mechanika wraz z świadectwem ukończenia Zasadniczej Szkoły Zawodowej otrzymywali prawo jazdy kategorii B i C i od razu mogli przystąpić do pracy w tych zawodach.
Aby zdać egzamin zawodowy w zawodzie mechanika samochodowego musieli samodzielnie zdemontować cały silnik samochodu ciężarowego i następnie zmontować go z powrotem wyregulować i uruchomić. Potem byłem kierownikiem zajęć praktycznych i uczniowie uczący się zawodu ślusarza - spawacza wraz ze świadectwem ukończenia szkoły otrzymywali książeczkę spawacza, w której mieli wpisane przez komisję z instytutu spawalnictwa, którą zapraszałem do szkoły na egzaminy końcowe, uprawnienia zawodowe do spawania elektrycznego elektrodą otuloną, do spawania w osłonie CO2, oraz spawania gazowego i przepalania acetylenowo tlenowego palnikami ręcznymi oraz półautomatycznymi i automatycznymi urządzeniami do cięcia. Teraz prowadzę szkolenia BHP pracowników nowo przyjmowanych, więc i wielu absolwentów szkół licealnych i techników. Kończąc szkołę nie posiadają oni żadnych uprawnień zawodowych niezbędnych do podjęcia pracy. Szkoła Polska uczy wiedzy zawodowej z opóźnieniem 10 letnim. W przedsiębiorstwie stosuje się już od 10 lat nowe technologie a absolwenci tylko najlepszych szkół zaledwie o nich słyszeli, ale nie potrafią nic zrobić na stanowisku pracy bez dodatkowego szkolenia na koszt pracodawcy. A kto jest sprawcą tego, że w Polsce na 10 tysięcy utrzymywanych z budżetu "samodzielnych pracowników naukowych" mamy rocznie rejestrowanych 100 razy najmniej patentów i wzorów użytkowych niż w USA? Czy to przypadek, że tam gdzie są największe przywileje branżowe tam firmy są od lat deficytowe, czyli zgodnie z nauką Petera Druckera taka firma jest pasożytem społecznym, bo generując straty więcej od społeczeństwa pobiera dóbr niż swoją pracą społeczeństwu zwraca? A każdy nauczyciel chyba powinien znać odpowiedź na pytanie: nos dla tabakiery, czy tabakiera dla nosa?